Na forach i w grupach na FB często pojawiają się pytania o to jak osoby z pewnym doświadczeniem w edukacji domowej radzą sobie z organizacją pracy, jak udaje im się ogarnąć realizację podstawy programowej i w dodatku zmobilizować dziecko do współpracy. Jak łączą edukację większej ilości dzieci będących na różnych etapach edukacji? Moje córki są obecnie w drugiej i piątej klasie. Mają zupełnie różne charaktery, temperamenty i potrzeby. Prezentują zupełnie różne podejście do edukacji i mają kompletnie różne problemy i blokady. W dodatku specyfika nauki w nauczaniu początkowym jest zupełnie inna niż w starszych klasach.
Dziś spróbuję opisać, jak wygląda edukacja domowa u mojej młodszej córki, jak to organizujemy i co wykorzystujemy, żeby była to przyjemność, a nie ślęczenie nad podręcznikami na sposób szkolny.
Podstawa programowa
Możemy nie znosić podstawy programowej, możemy ją kontestować, możemy się wkurzać na jej zawartość. Wszystko to możemy, ale złoszczenie się i obrażanie się na podstawę programową nie ma najmniejszego sensu. W Polsce unschooling nie jest możliwy. Co roku każde dziecko, realizujące obowiązek szkolny poza placówką ma obowiązek zdać egzamin klasyfikacyjny. Tak mówi ustawa i od tego egzaminu uzależnia się kontynuowanie edukacji domowej.
Na szczęście, w nauczaniu początkowym nie można tak po prostu nie zostać klasyfikowanym do kolejnej klasy, więc w tym momencie ten przepis jest raczej martwy. W dodatku ocena jest opisowa, więc nawet jeśli dziecko, z jakiegoś powodu nie osiągnęło pułapu wyznaczonego przez szkołę dla danej klasy, rodzic z oceny opisowej dowie się tylko to co i tak sam wie.
Może więc można zupełnie tę podstawę programową na tym etapie zignorować? Można, czemu nie i uprawiać taki prawie unschooling. Ja tego nie robię i powodem nie jest wyłącznie to, że się nie do końca odszkolniłam. Doświadczenie ze starszą córką pokazało mi, że to się mści w starszych klasach, kiedy już można nie zdać i stanąć przed perspektywą cofnięcia zgody na edukację domową.
Co więc z tą podstawą programową? U mnie ma ona podwójną funkcję. Pierwsza to ta bardziej szkolna, traktuję to jako wskaźnik, który pokazuje mi, w jakim miejscu jest moja córka w stosunku do tego, co zakładają twórcy podstawy programowej. Pokazuje mi to, nad którymi aspektami i tematami warto się jeszcze troszkę pochylić. OCzywiście mam tu naprawdę duża dozę elastyczności. Druga ciekawsza funkcja tego dokumentu, to źródło pomysłów na projekty i inne zajęcia.
Jak to robię w praktyce? Zaglądam sobie na początku roku szkolnego na stronę naszej szkoły, gdzie opublikowana jest część podstawy programowej przewidziana dla nas na bieżący rok szkolny. Przenoszę te informacje do swojego dokumentu w formie tabeli z czterema kolumnami. W pierwszej znajduje się opis danej umiejętności czy tematu. Trzy pozostałe to kod kolorystyczny czerwony-żółty-zielony, w którym wprowadzam oznaczenia. Od razu wyrzucam albo odhaczam te umiejętności, które córka ma już opanowane. Pozostałe oznaczam w kolumnie czerwonej lub żółtej w zależności od tego czy temat jest kompletnie nietknięty, czy w jakimś tam stopniu opanowany. Po przygotowaniu takiego dokumentu wiem, z jakiego punktu startujemy. Mogę potem wprowadzać dodatkowe informację w miarę realizacji kolejnych tematów. I to jest początek mojego przygotowania do roku szkolnego. Wyłazi ze mnie belferska natura.
Projekty
Po przygotowaniu dokumentu zawierającego wytyczne z podstawy programowej wyłuskuję co ciekawsze tematy, które mogą się połączyć w jakiś ciekawy, kompleksowy projekt. I tak na przykład liczby rzymskie, specyfika pór roku, nazwy dni tygodni i miesięcy, kalendarz i obliczenia kalendarzowe, pięknie nam się połączyły w jeden projekt lapbooka o kalendarzu. Widząc tego typu potencjał w jakichś tematach, notuję sobie pomysły. Notuję sobie też pomysły na ciekawe lekcje nawet jeśli nie łączą się w większe projekty, ale za to nadają się do pracy z OK zeszytem, który moja córka bardzo lubi.
Realizujemy projekty nie tylko w formie lapbooków. To forma bardzo lubiana przez obie moje córki, ale lubią też projekty innego rodzaju. Staram się więc wprowadzać do projektów elementy angażujące różne zmysły i wymagające różnych aktywności, bo wiadomo przecież, że dzieci najlepiej uczą się przez działanie i wtedy gdy jest ono różnorodne. W naszych projektach wykorzystujemy więc rozmaite elementy:
- Gry i to zarówno gotowe komercyjne (np. Ortograficzna bitwa), jak i stworzone przez innych edukatorów (np. Go Fish!) oraz tworzone przez dzieci (np. gra o Ameryce Północnej).
- Gotowanie potraw związanych z tematem (np. potrawy z różnych części Europy).
- Tworzenie makiet, dioram i modeli (np. makieta wulkanu).
- Zabawa figurkami i klockami (np. poznawanie arktycznych zwierząt)
- Teatrzyki (np. przedstawienie na podstawie lokalnej legendy).
- Przebieranie lalek (np. w postaci z mitologii grackiej).
- Wykorzystanie mas plastycznych i innych materiałów sensorycznych takich jak kasza, ryż, glina, piasek, liście, kasztany (np. lepienie sylwetek zwierząt).
- Wykorzystanie rozmaitych rekwizytów (np. układ słoneczny z owoców)
- Wspomniane już lapbooki, ale też inne albumy, własnoręcznie tworzone książki czy komiksy (np. kartoteka obserwatora przyrody).
-
Próbowanie swoich sił w technikach rękodzielniczych związanych z tematem (np. szydełkowe koszyczki z foliówek).
- Rozmaite zabawy w terenie (np. rozważania o trójkątach).
Często dany projekt da się jeszcze wzbogacić o jakieś lektury, filmy czy wycieczki, piosenki i tańce. I w ten sposób nudną szkolną naukę polegającą na ślęczeniu nad książkami można zamienić w coś naprawdę atrakcyjnego. Wbrew pozorom można te projekty wykorzystać nawet do ćwiczenia czytania, pisania i prostych rachunków nadając im sens większy, niż mają w szkolnych elementarzach.
Lektury
Już w nauczaniu początkowym program przewiduje tak zwane lektury. Na tym etapie są to raczej propozycje lektur i raczej do wspólnego czytania, bo nie oczekuje się od dzieci, żeby były w stanie przeczytać samodzielnie „Pamiętnik Czarnego Noska” czy Baśnie Hansa Christiana Andersena. Przeciętnie, dzieci w tym wieku dopiero się uczą czytać i radzą sobie raczej z o wiele krótszymi tekstami. Zdarzają się i takie, które nauczyły się czytać o wiele wcześniej i nawet w pierwszej klasie swobodnie sobie radzą z lekturami. Do tej grupy należy i moja córka. Nie wymagam od niej czytania lektur przewidzianych w programie, ale ona robi to bardzo chętnie, a nawet czyta wiele innych książek, bo zwyczajnie lubi. Niektóre z nich świetnie się nadają jako wstęp do rozmaitych projektów, jak choćby „Afryka Kazika”, która jest lekturą w II klasie, „Doktor Dolittle”, czy „O psie, który jeździł koleją”, lektury z III klasy. Tymczasem Lusia czyta „Tomek w krainie kangurów” i to jest dopiero materiał na projekty, bo zawiera i wątki historyczne, i geograficzne i przyrodnicze. A w dodatku bohater, niejako przeszedł na edukację domową.
Dla sprawdzenia zakupiłam w zeszłym roku dwa zeszyty ćwiczeń „Lektury. Klasy 1-3” z serii Kalejdoskop ucznia. Nie zostałam zaskoczona pozytywnie niestety. Ot zwyczajne nieco szablonowe ćwiczenia sprawdzające znajomość treści lektury. No ale jak ktoś nie chce, nie może, nie ma czasu ambitniej albo z jakiegoś powodu chce, żeby dziecko próbowało samodzielnie popracować trochę, to nie jest to tragiczne.
Podręczniki
Jak każde dziecko realizujące obowiązek szkolny, dzieci z edukacji domowej dostają darmowe podręczniki. Kiedyś bardzo się oburzałam, że po co podręczniki, że przecież tam nie ma nic szczególnie odkrywczego, że fajniej, ciekawiej i w ogóle lepiej można to zrobić bez podręczników i zeszytów ćwiczeń. Nadal tak uważam, tylko wyrosłam już z gorliwości neofity. Nadal uważam, że podręczniki, szczególnie w nauczaniu początkowym nie są niezbędne. Nadal uważam, że zeszyty ćwiczeń są nudne, szablonowe, a momentami nawet ogłupiające. A mimo to nie proszę szkoły, żeby mi ich nie przystała i nawet z nich czasem korzystam.
Korzystam z tych materiałów na kilka sposobów. Podręczników używam do inspirowania się jeśli chodzi o tematykę zajęć, jakie proponuję córce. Czasem daję jej do poczytania co ciekawsze teksty, kiedy chcę, żeby się sobą zajęła, bo ja potrzebuję czasu dla starszej (pracujemy równolegle, a starsza córka ciągle potrzebuje wsparcia w niektórych przedmiotach), czasem córka samodzielnie się uczy z nich zasad gramatyki czy ortografii.
Ćwiczeń też używam na różne sposoby. Zaczynam na ogół od przeglądu takiej ćwiczeniówki i zaznaczenia niektórych zadań jednym z dwóch kolorów. Zielony to ćwiczenia do samodzielnego wykonania przez dziecko w sytuacji jak opisana powyżej, różowy to ćwiczenia do wykorzystania przy jakimś projekcie albo fajnej lekcji w OK zeszycie. Tak pobazgrany zakreślaczami zeszyt ćwiczeń jest zawsze pod ręką i córka może z niego korzystać kiedy ma ochotę. Ja zaś, kiedy potrzebuje, wycinam z niego to, co mi potrzebne do wykorzystania po swojemu. Podobnie traktuję rozmaite stare podręczniki, które wpadną mi w ręce.
Podręczniki na koniec roku oddajemy, a z ćwiczeniówek dziewczyny wycinają, co tam jeszcze zostało do robienia jakichś swoich rzeczy, na przykład książek dla lalek Barbie. Reszta ląduje na makulatrurze.
Inne pomoce
Poza robieniem projektów, czytaniem książek z zakresu lektur i spoza niego, wybiórczym wypełnianiem ćwiczeniówek i czytaniem podręcznika wykorzystujemy w naszych zajęciach jeszcze inne pomoce. Wykorzystujemy na przykład gry. Ja sama nie lubię gier opatrzonych etykietą „gry edukacyjne” bo na ogół są to nudne standardowe planszówki, memory albo jakieś quizy i loteryjki, ale zdarzyło nam się wyłuskać kilka naprawdę ciekawych albo docenić edukacyjny walor jakichś gier, których autorzy nie zaliczyli do edukacyjnych. Z dość ciekawych gier edukacyjnych mogę wymienić choćby wspomnianą już „Ortograficzną bitwę”, czy też różne gry ćwiczące pamięć.
Spośród gier, które są edukacyjne przy okazji, wspomnę choćby „Słońce i Księżyc”, „Zgadnij kto to?” (szczególnie jeśli się dobrze dobierze plansze), czy nawet „Catan” lub „Terraformację Marsa”, które moja ośmioletnia córka całkiem dobrze ogarnia, oswajając się m.in. z zagadnieniami ekonomicznymi.
Zainwestowaliśmy też w mikroskopijnego robocika o wdzięcnej nazwie Ozobot, którego używamy do rozmaitych zabaw, mających na celu utrwalanie zdobytej wiedzy.
Innym sprzętem, który urozmaica naszą edukację jest mikroskop. Obserwacje świata niewidocznego gołym okiem dają dzieciom wiele radości i niesamowicie uatrakcyjniają niektóre nasze zajęcia. Udalo nam się m,in. zaobserwować żyjątko o pięknej nazwie peranema, podczas lekcji o protistach.
Stosujemy też zabawki mniejszego kalibru jak karty do gry, klocki, w tym rozmaite klocki matematyczne, karty trójstopniowe znane z pedagogiki Marii Montessori, jak i inne pomoce inspirowane tym nurtem.
Jak widać książki, a w szczególności podręczniki, oraz zeszyty to zaledwie niewielki ułamek tego co można wykorzystać i co wykorzystujemy w ramach edukacji wczesnoszkolnej. Edukacja domowa daje nam pod tym względem wolność ograniczoną jedynie wyobraźnią i może trochę zasobnością portfela (choć w czasach 500+ i 300+ to słaba wymówka).
Ok. Sporo rozjaśniłaś temat. Msm corkę obecnie w 2kl i przydadzą mi się Twoje spostrzeżenia. Jeszcze poproszę o sugestie pracy w klasach 4-8 🙂
Prawdopodobnie napiszę i o tym za jakiś czas. Starsza córka jest w piątej. Teraz w skrócie Ci powiem, że można to zrobić bardzo podobnie.
Bardzo fajnie pracujecie. Czuje się zainspirowana 🙂
Podziwiam i nie mogę zamknąć szczęki ze zdziwienia… Asiu napisz jak ogarnąć to w czwartej klasie lub piątej …też podobnie??
Pisałam o nauczaniu początkowymi, bo tu można lekko traktować i program i egzaminy. Jednak w starszych klasach można bardzo podobnie tylko tematy są bardziej związane z podstawą. U nas jest trochę więcej podręcznika i ok zeszytu, bo starsza córka tak woli. Lubi mieć plan taki jak w szkole i go realizować.
Bardzo pomocne wskazówki, chyba pierwsze, które do mnie przemówiły 🙂 również ciekawi mnie podejście i pomoce jakich używacie w 5 klasie
Czy mogę prosić o jakiś pomysł na zachęcenie i ciekawą naukę tabliczki mnożenia w kl 3?
A wiesz jak do tematu podchodzi się w pedagogice Marii Montessori?
Tabliczka mnożenia to coś, co trzeba opanować pamięciowo. Oczywiście są tacy, co uważają, że to nie jest konieczne. Ja jednak uważam, że sprawność rachunkowa poprawia u dziecka pewność siebie i ułatwia mu naukę innych, trudniejszych rzeczy. Dlatego sądzę, że znajomość tabliczki mnożenia jest ważna, przyspiesza i ułatwia rachunki, zapobiega błędom deprymującym dziecko i pozwala skupić się na trudniejszych aspektach.
Jest kilka sposobów całkiem niezłych na zapamiętywanie tabliczki. Od fiszek, poprzez flash cards, zabawy w memo, poprzez używanie tabliczki mnożenia w rachunkach. Tak, moja córka zawsze ma pod ręką ściągę z tabliczką mnożenia. Podczas rachunków nie oblicza mozolnie ile jest 8*9 jeśli nie pamięta, po prostu sprawdza. Im częściej tam zagląda, tym więcej zapamiętuje.
Można też ściągę w dużym formacie powiesić w zasięgu wzroku dziecka niech sobie zerka i sprawdza kiedy nie pamięta.
Pingback: OK zeszyt – kolejność alfabetyczna i inne notatki | Nasza szkoła domowa
Podziwiam zapał, który widocznie udało Ci się przelać na dzieci. Ja nie umiem się ogarnąć i z młodszą bazujemy na podręcznikach, starsza korzysta z platformy Centrum Edukacji Domowej (domowi.edu.pl).
To jest też kwestia pewnego doświadczenia. Realizujemy ED już siódmy rok, w przypadku starszej córki. Początkowe lata to był etap poszukiwań naszego sposobu. A i tak z młodszą córką pracuję nieco inaczej, bo ona ma inne możliwości i inne potrzeby. Tak więc część z tych rzeczy to wypracowane metody a inne pojawiają się w miarę potrzeby
Jak organizuje i przechowuje Pani materiały dydaktyczne? Mam różne zwierzątka, liczmany, plansze, które wykorzystuję zarówno w edukacji wczesnoszkolnej jak i do języka angielskiego i zastanawiam się jak to sprawnie przechowywać.
Niezliczone szuflady, pudełka z przegródkami i segregatory, a nawet stare pudełko na płaskie dyskietki, a i tak co jakiś czas muszę w tym robić porządek. Przyznam szczerze, że średnio nad tym panuję. Część materiałów (drukowane zalaminowane) puszczam w świat, czyli oddaję innym edukatorom, kiedy uznam, że u nas już się nie przydadzą. Staram się nie mieć za dużo.
Na pewno lepiej już byłoby żeby szkoły funkcjowały normalnie, nawet z punktu o socjalizacji dzieciaków, muszą umieć komunikować się i dawać sobie radę w społeczeństwie. Jednak, jak patrzę na syna, z edukacją w domu i online obudziła mu się chęć uczyć się, zachwycił się matematyką, także angielskim, i trochę więcej odpoczywa. Także system byłby super, jeżeli dzieci mieli wszystkiego w miarę.
To prawda. Lepiej by było gdyby szkoły funkcjonowały normalnie. W dodatku funkcjonowały lepiej niż do tej pory. Jednak to, że jesteśmy w edukacji domowej, nie ma nic wspólnego z obecną sytuacją w szkołach, więc mnie nie szczególnie obchodzi czy we wrześniu będzie powrót do edukacji zdalnej, czy nie. My od kilku lat realizujemy edukację po swojemu.
BTW usunęłam linki z Twojego komentarza, nie chcę, żeby mój blog wbrew mojej woli był miejscem promowania jakichkolwiek platform edukacyjnych 😉
Witam, czy posiada Pani może jeszcze rozpisaną w tabeli podstawę programowa dla klasy 1? W tym roku z synem zaczynam edukację domowa i szukam materiałów które pomogą nam w przejrzysty sposób zająć się zagadnieniami które mamy opanować. Czy byłaby szansa na podesłanie takiego pliku?
Dziękuję i pozdrawiam
Spróbuję odkopać. Ale trzeba pamiętać, że jest to zakres PP rozpisanej na I klasę w konkretnej szkole. Inne szkoły mogą sobie to dzielić inaczej.