W tym roku po raz pierwszy postanowiłam zrobić z dziewczynkami wieniec adwentowy. W naszej rodzinie ten zwyczaj nie był praktykowany, ale mi się bardzo podoba i postanowiłam że spróbuję go wprowadzić.
O tradycji i symbolice wieńca adwentowego można przeczytać choćby na stronie Wydziału Duszpasterskiego Diecezji Płockiej. Objaśniłam dziewczynom czym jest wieniec adwentowy i zaproponowałam, że jako pierwszy zrobimy taki bez prawdziwych świec. Przygotowałam tekturę, bibułę, kolorowy papier, rolki po papierze, drewniane patyczki oraz wikol i wzięłyśmy się do roboty.
Najpierw zabrałyśmy się za świece. Zrobiłyśmy je z rolek po papierze oklejając je bibułą. Tradycyjnie trzy w kolorze fioletowym i jedna różowa. Wybaczcie jakość tych dwóch zdjęć. Niestety aparat akurat w tym momencie się rozładował i musiałam się posłużyć komórką.
Kiedy świece schły Misia zabrała się za robienie płomyków. Żebyśmy mogły w niedzielę „zapalać” kolejne świece przygotowałyśmy płomienie z bibuły przyklejone do drewnianych patyczków. W stosownej chwili można włożyć płomień do świecy. Ja w tym czasie przygotowałam podstawę wieńca. Wycięłam z tektury krążek i okleiłam go zieloną bibułą. Po wysuszeniu świec przyozdobiliśmy je doklejając ozdobne paski. Następnie za pomocą pistoletu i gorącego kleju przytwierdziłyśmy je do podstawy wieńca. Następnie zaczęłyśmy przygotowywać „gałązki” które miały stanowić wykończenie wieńca. Wycinałam z zielonego papieru prostokąty i nacinałam ich brzegi tworząc „trawkę” a dziewczyny nadawały jej kształt nawijając ją na kredki.
Tak przygotowane „gałązki” przyklejałyśmy do podstawy obok świec. Na koniec dodałyśmy trochę świecidełek. Czerwone koraliki umieszczone wokół świec, ozdobne kamyki i błyszczące listki ożywiły kompozycję. Po wysuszeniu wszystkiego można było „zapalić” pierwszą świecę.
Po zamontowaniu wstążek wieniec zawiesiłyśmy na honorowym miejscu, pod lampą nad stołem przy którym spotykamy się przy wspólnych posiłkach.