Na wyciągnięcie ręki dosłownie. A było tak. Pojechałam dziś z dziewczynami do Warszawy do Łazienek Królewskich na lekcję muzealną na temat mierzenia czasu. Pogoda piękna, wiosenna eksplozja. Po prostu nie było innej możliwości jak posnuć się po parku po lekcji.
Misia od razu poprosiła by zajrzeć do jej ukochanego zakątka. Niewielka górka, gęsto obsadzona krzewami i kilka kamienistych ścieżek prowadzących na górę. Na szczycie placyk, sadzawka i ławeczka. Misia pobiegła przodem, choć nie lubię jak mi w tej gęstwinie znika z oczu.
– Mamo tu jest myszka?
– Myszka? Naprawdę? – sądziłam, że jej się coś wydawało
Myszka była. Rzeczywiście. Nie za bardzo się bała szczególnie, że dziewczynki przyglądały jej się spokojnie starając nie robić gwałtownych ruchów. Myszka tymczasem buszowała pod niskimi gałęziami żywotnika. Oczywiście mama zapomniała zabrać aparatu z samochodu więc o zdjęciach nie było mowy. Pożyczyłam z internetu, ponieważ sprawdziliśmy z domu, że była to mysz polna:
Myszka była tylko jednym z całej grupy mieszkańców pagórka, którzy przyszli się przywitać. Poza gołębiem były tam sikorki modraszki i bogatki, które kręciły się w pobliżu niewielkiego karmnika i które przy odrobinie cierpliwości dały się zwabić by przysiadły na chwilę na rękę.
Po chwili spośród gałęzi wyfrunął rudzik. Prawdę mówiąc pierwszy raz w życiu widziałam rudzika na własne oczy i to jeszcze tak blisko. A on sobie skakał w pobliżu i bacznie się przyglądał któż to taki przyszedł i co mu może zaoferować.
W końcu przyszła wiewiórka. Pokręciła się wokół ławki, ale szybko się zorientowała, że zapomniałyśmy o orzechach więc zajrzała tu i tam i sobie poszła.
My też sobie po chwili poszliśmy, żeby jeszcze trochę pospacerować i jeszcze zdążyć na balet. Czekając na Misię pod salą baletową przypominałyśmy sobie z Lusią wszystkie napotkane gatunki ptaków, naliczyłyśmy dziewięć:
- paw
- sikorka bogatka
- sikorka modraszka
- rudzik
- gołąb
- kaczka krzyżówka
- kaczka mandarynka
- łabędź
- wrona
Po powrocie do domu dziewczyny z przejęciem opowiadały o odważnych sikorach, które przysiadały na małych dziecięcych dłoniach i o wiewiórce, która prawie dała się dotknąć.
Wpis powstał w ramach projektu Mały Przyrodnik
Oglądanie zwierząt na żywo sprawia dzieciom ogromną frajdę. Nie tylko dzieciom ja też uwielbiam obserwować przyrodę 😉
My też często podglądamy zwierzaczki a wakacje jedną myszkę nawet udomowiliśmy:)
Udomowienie myszy to jednak dość ryzykowne jest 😉
Takie lekcje na łonie natury są najfajniejsze, prawda? 😉 Moje maluchy też lubią wyszukiwać różne stworzenia gdzie się tylko da. Na tarasie mamy karmnik, więc często jakiś skrzydłaty ktosik do nas podlatuje. Gabiś zawsze się ekscytuje, gdy zobaczy u nas kardynała szkarłatnego, bo to niestety żadki gość (lub jego trochę skromniejsza żonka). 😉