Czytaniem Misia jest nadal zainteresowana średnio. Jakoś jej to nie kręci. Za to ostatnio ostatnio zaczęła pisać i pisze coraz więcej. Może w takim razie nauka czytanie przez pisanie?
Już dawno bawiło ją przepisywanie liter i krótkich słów, choćby wyrazów dżwiękonaśladowczych z przygotowanych przeze mnie kart. Ostatnio zaczęła pisać spontanicznie, po prostu siada i zapisuje na kartce nic nieznaczące ciągi liter. Wie już, że istnieją litery duże i małe, drukowane i pisane, wiec tworzone przez nią „teksty” są mieszanką tych liter.
Czasem próbuje zapisywać wyrazy ze słuchu, ale wtedy połyka niektóre litery albo pisze w odbiciu lustrzanym. Kiedy pisze spontanicznie literę, która akurat jej przyjdzie do głowy wychodzi jej to całkiem dobrze. Czasem żałuję, że nie mam montessoriańskiego szorstkiego alfabetu.
Postanowiłam kuć żelazo póki gorące. Szczególnie że sama Misia deklaruje, że woli pisanie niż czytanie. Zupełnie przypadkiem wpadły mi ostatnio w oko dwa zeszyty z ćwiczeniami grafomotoryki obejmującymi między innymi pisanie liter i cyfr. Przekartkowałam. uznałam, że są niezłe. Przyjemne graficznie, ćwiczenia krótkie i niezniechęcające. Właściwie pisanie po śladzie. Kupiłam. Dopiero w domu stwierdziłam, że po raz kolejny to co mi się spodobało okazało się produktem wydawnictwa Aksjomat (to nie jest artykuł sponsorowany).
Misia zasiada do stolikowych zajęć z tymi zeszytami z wielką radością, ale nie pozwalam jej zbyt dużo pracować, bo zrobiłaby najchętniej wszystko hurtem, ale nie koniecznie starannie. Chcę ją jednak przekonać, że lepiej mniej a dobrze.
Nie pracujemy po kolei, postanowiłam jednak na początek popracować nad samogłoskami i tymi spółgłoskami, które w czytaniu metodą sylabową zostały już wprowadzone. Po pierwszych wprawkach Misia czuła ogromny niedosyt. Od razu wyciągnęła książeczkę z wyrazami dźwiękonaśladowczymi, którą jej kiedyś zrobiłam i zaczęła przepisywać pracowicie. Potem przerwała, pobiegła bo zeszyt ćwiczeń i zaczęła przepisywać litery pisane, nawet te, których nie ćwiczyłyśmy. Nawet liniaturę próbowała sobie narysować.
Wobec takiego zaangażowania zainwestowałam w zwykłe zeszyty. Nawiasem mówiąc wcale nie jest łatwo kupić zeszyt w trzy linie z sensowną liniaturą. Nie rozumiem, czemu producenci uparli się na liniaturę niebiesko-czerwoną. W zeszycie przygotowuję Misi krótkie ćwiczenia w postaci tekstów do przeczytania napisanych pismem drukowanym a następnie przepisania pismem odręcznym.
Najpierw dorwała się zanim zdążyłam jej wyjaśnić co i jak z tyli liniami:
Potem szło lepiej, ale i tak nie do końca potrafiła odróżnić linie, grubsze od cieńszych.
A potem już było za dużo tego pisania i mimo, że w liniach to już nie ta jakość.
Tak czy siak praca wre a ja chyba powinnam popracować nad kaligrafią.