Pogoda się zepsuła i wyprawę na Szyndzielnię trzeba było odłożyć. Pozostało przespacerować się trochę po Ustroniu i oddać się później jakiejś pracy twórczej.
Na rynku Miśka znów dorwała szachy. Zupełnie nie zna zasad ani nawet ruchów poszczególnych figur, ale nie przeszkadza jej to zupełnie w dobrej zabawie. Dziś postanowiłam, że dobrze by było, żeby był z tej zabawy jakiś pożytek. Ustawiałyśmy więc figury w należytym porządku. Trochę więc było z kategoryzowania, trochę z sekwencji.
Spacer po mieście zakończył się wizytą w sklepie papierniczym. Wyszłyśmy obładowane skarbami. Skoro malowała się przed nami perspektywa spędzenie popołudnia w domu (Deszcz wisiał na włosku) to trzeba było sobie zabezpieczyć zaplecze. Po obiedzie wyciągnęłyśmy skarby z torby i się zaczęło. Miśka ćwiczyła najpierw liczby przy pomocy samoprzylepnych cyfr i kwiatków.
Potem w skupieniu malowała gipsową pisankę.
W końcu stworzyła dzieło na urodziny taty (były w styczniu), wykorzystując naklejki, samoprzylepne cyfry, samoprzylepny kolorowy papier i ludowe motywy wycięte z papierowej serwetki.
Luśka najpierw wycinała z reklamowej gazetki kurczaki i tulipany za pomocą ozdobnych dziurkaczy. Potem pracowicie wyklejała nimi kartki w zeszycie.
Potem do kompozycji dołączyła naklejki siostry, a na końcu postanowiła wykończyć swe dzieło za pomocą akwareli (to jej debiut w tej dziedzinie)