Grudzień na ogół upływa ludziom na przygotowaniach do świąt Bożego Narodzenia. Podczas gdy niektórzy czekają na dzień gdy wspomina się tajemnice narodzenia Zbawiciela my czekaliśmy głownie na narodzenie kolejnego członka naszej rodziny, mojego bratanka. Ta sprawa i przedłużające się prace remontowe w łazience spowodowały, że nie zajmowaliśmy się przygotowaniami do świąt tak intensywnie jak byśmy chcieli. Udało nam się jednak zgłębić nieco temat tradycji.
Pielęgnowanie tradycji związanych ze świętami Bożego Narodzenia zaczęliśmy już w listopadzie, od wielu lat bowiem święta w naszej rodzinie nie mogą się obejść bez pierniczków i to takich prawdziwych, na które ciasto przygotowuje się co najmniej 4 tygodnie przed wypiekiem. Zgromadziwszy więc stosowne składniki zabrałyśmy się za przygotowywanie ciasta z którego kilka dni przed Wigilią upiekłyśmy przepyszne, aromatyczne, korzenne pierniki.
Pieczenie tych pierników na święta zapoczątkowałam kiedy jeszcze nie miałam własnych dzieci a w pracach pomagał mi najpierw jeden a potem dwaj bratankowie, dziś już całkiem wyrośnięte chłopaki. Teraz zastąpiły je przy tej robocie moje córki. Szkoda, że nie możecie poczuć jak te pierniki cudnie pachną.
Część z nich została przygotowana do powieszenia na choince, bo nie ma to jak zapach jodły i piernika roznoszący się po całym domu przed świętami.
Dziewczyny lubią mieszać i zagniatać ciasto, przygotowywać ciastka do upieczenia, ale największą frajdę miały podczas dekoracji. W ruch poszedł zwykły lukier z cukru pudru i soku z cytryny, biały i barwiony, posypki i kolorowy lukier w tubkach. Zabawa była na całego.
Na pierniczkach nasze poznawanie tradycji od kuchni się nie skończyło. Miałam pomysł, by przed świętami pobawić się gotowaniem różnych tradycyjnych potraw świątecznych, które nie goszczą na naszym wigilijnym stole, za to są cenione w innych regionach Polski. Nie udało się to tak jak bym chciała, ale nie było fatalnie. I tak, spróbowaliśmy pieczonego karpia w orzechach i zupy migdałowej. Dziewczyny wprawiały się też w lepieniu pierogów z nadzieniem z soczewicy. Po raz pierwszy zostały też dopuszczone bezpośrednio do garów i uczyły się jak bezpiecznie wkładać pierogi do wrzątku a potem po ugotowaniu je wyławiać (zdjęć z tego ostatniego etapu nie ma, bo ktoś je jednak musiał asekurować).
Poważnym odkryciem kulinarnym, przy okazji badania tradycji było to, że kiedyś makaronu nie kupowało się w sklepie, tylko robiło samemu. I tak od słowa przeszłyśmy do czynu i przygotowałyśmy łazanki z makiem.
Przy okazji wspólnego kucharzenia opowiadałam dziewczynom o nieodzownych składnikach wigilijnej kolacji takich jak miód, orzechy, mak, bakalie, ryby, grzyby czy kapusta, z których każdy ma swoje znaczenie a potrawy można z nich wyczarować przeróżne.
Obok wątku kulinarnego poruszyłam też temat świątecznych życzeń. Tradycje przesyłania sobie życzeń w postaci świątecznych kartek chyba jest już w zaniku, ale od jakiegoś czasu staram się nie poddawać temu trendowi. Tak jak w roku ubiegłym i tym razem zaproponowałam dziewczynkom, żebyśmy zrobiły kartki świąteczne a potem je wysłały. Tym razem powstało więcej kartek, kilka z nich dziewczyny stworzyły na spotkaniu w klubokawiarni Punkt Miejskich Palet, gdzie uczestniczyłyśmy w warsztatach plastycznych.
Niektóre nasze prace inspirowane były pomysłami z książki „50 prac ręcznych na zimę”. Można tam znaleźć też niebanalne choć proste pomysły na świąteczną dekorację mieszkania i ozdoby na choinkę, oraz inne propozycje prac plastycznych związanych z zimą, które mamy jeszcze nadzieję wykorzystać po świętach.
Kartki zostały wysłane min. do babci z którą się w te święta nie będziemy widzieć, do kuzynek, z którymi moje córki bardzo się lubią a także obowiązkowo do Eleni.
Z dekorowania mieszkania tez niewiele nam wyszło, bo bardziej niż o dekorowaniu myślałam o utrzymaniu jakiego takiego porządku wobec wspomnianego remontu łazienki. Nie starczyło też czasu na robienie ozdób choinkowych. Wprawdzie w Punkcie Miejskich Palet oraz podczas wizyty w Klubie Rodzinnym „Kokoszka” dziewczyny ozdabiały styropianowe bombki, ale miałyśmy apetyt na coś więcej. Musiałyśmy jednak zadowolić się przybraniem choinki w ozdoby, którymi dysponowałyśmy już w zeszłym roku.
Opowiedziałam jednak dziewczynkom o tym, że kiedyś nie znano zwyczaju ubierania choinek i domy przed świętami dekorowano inaczej. Opowiedziałam o snopach zboża ustawianych w mieszkaniach oraz o podłaźniczce z iglastych gałązek przystrojonych ozdobami ze słomy bibuły i opłatka. Jakoś udało nam się znaleźć jeszcze trochę czasu i stworzyć naszą własną, skromną podłaźniczkę. Najbardziej ze wszystkiego podobało się dziewczynom klejenie tak zwanych światów z opłatka i oczywiście zjadanie resztek tegoż.
Miałam w planach zbudowanie skromnej szopki, do krakowskiej nawet nie próbuję się przymierzać, jednak gdy okazało się, że znów gdzieś trzeba pojechać i czasu nie starczy zostawiłam dziewczynkom kupioną „rzutem na taśmę” kartonową szopkę do składania.
Miałam nadzieję, że poradzą sobie same a w najgorszym wypadku poproszą dziadka o wsparcie. Dziadek po moim powrocie oświadczył, że dziewczynki zaszyły się z modelem w swoim pokoju i nie wyściubiły zeń nosa póki nie uporały się z zadaniem. Żadna pomoc nie była im potrzebna, bo Misia świetnie już sobie radzi z czytaniem obrazkowych instrukcji takich prostych modeli.
W badaniu różnych tradycji świątecznych towarzyszyły nam książki. W jednych znajdowały się informacje o różnych świątecznych tradycjach zarówno naszych, polskich jak i z innych krajów. W innych znaleźć można było wiersze, słowa piosenek oraz kolędy, których dziewczynki uczyły się z chęcią. Najbardziej jednak podobała się im książka, w której tematyka świąteczna wykorzystana została do stworzenia zadań typu „bystre oko”.
Nasze spotkanie z tradycjami świątecznymi na tym się nie kończą bo jeszcze przed nami wieczerza wigilijna, bo wizyta na Miodowej i podziwianie największej ruchomej szopce w okolicy (chyba też najstarszej), bo może przyjdą kolędnicy z gwiazdą i turoniem a może uda się wziąć udział w orszaku trzech króli.
* * *
Zapraszam do odwiedzin u innych uczestników projektu Dziecko na Warsztat, u nich też wiele się działo:
Mamy taką samą szopkę. Dzieci były zachwycone, bo podobnie jak u Was, złożyły ją bez pomocy.
Za to kartki macie fantastyczne. Też staramy się pielęgnować tradycję wysyłania pozdrowień, ale nasze widokówki były skromniejsze.
O wyczynach kuchennych nawet nie wspomnę (to nasza pięta achillesowa, więc poprzestaliśmy na upieczeniu sernika).
Pozdrawiamy tradycyjnym: „Hej kolęda, kolęda!”.
Pięknie, tak prawdziwie świątecznie!
Podoba mi się to przygotowanie „od kuchni”-fajnie spróbować różnych tradycyjnych potraw, a co dopiero samemu je przygotować:)
Czadowo 🙂