Tatusiowe czytanie nie jest u nas wydarzeniem specjalnym. Tata czyta codziennie a bywa, że i kilka razy dziennie. Nie potrzebuje do tego specjalnej zachęty ani specjalnych lektur. Czyta co mu dzieci podsuną tj. co mama kupi lub przytaszczy z biblioteki. A mama do biblioteki poleciała ostatnio sama, bo tata z dziećmi zajęci byli przygotowaniami do wakacyjnego wyjazdu (tak tak my możemy mieć wakacyjny wyjazd we wrześniu) i próbowała na jednej nodze wybrać kilka książek do poczytania. No i nie da się na jednej nodze. Bo jak tu wybrać z tylu wspaniałych propozycji? Mama stała, dumała i nagle oko mamy zatrzymało się na książce Wojciecha Mikołuszko „Z tatą w przyrodę”. O! o przyrodzie tata mało czytuje bo przyrodę mama jakoś tak odruchowo zarezerwowała dla siebie. A tu proszę, taki męski punkt widzenia na przyrodę. Biorę.
Kątem oka mama zarejestrowała pozostałe pozycje z tej serii „Tato a dlaczego?” i „Tato a po co?”. „To na później” pomyślała mama i ze zdobyczami pomknęła do domu. A w domu po dokładniejszym zbadaniu książki okazało się że to będzie jedna z tych książek, która lepiej mieć na półce na własność i móc do niej zaglądać w dowolnym momencie.
Książka napisana jest w postaci kilkudziesięciu opowiadań ułożonych w formie kartek z kalendarza. Oznacza to, że zabierając się za lekturę o tej porze roku lepiej zacząć czytanie gdzieś pod koniec, na przełomie sierpnia i września.
Ponieważ nie da się i nie powinno się jednak trzymać książek z biblioteki cały rok, już się rozglądam gdzie ją kupić, żeby móc sięgać po nią przez okrągły rok.