Wakacje to dla nas nie tylko czas swobodnej zabawy na świeżym powietrzu, względnego luzu od zajęć edukacyjnych i różnych wojaży. Wakacje to pora kiedy dojrzewają owoce i warzywa, a kiedy jest na nie sezon są najtańsze i najsmaczniejsze, wtedy pora by przygotować z nich zapasy na zimę.
Pojechałyśmy więc do babci. Było rwanie wiśni, zbieranie śliwek i jabłek, rozdrabnianie, gotowanie i pakowanie do słoików. Oczywiście te końcowe zadania to jeszcze moja działka, bo gorące słoiki w rękach dzieci to za duże ryzyko. Za to jeśli chodzi o pozyskiwanie owoców z przedwojennego sadu mojej babci, dzieci są niezrównane. A i tak z tego wszystkiego najbardziej lubią etykietowanie. Etykietki drukujemy na laserowej drukarce (Ważne!), potem dziewczyny wycinają je za pomocą gilotynki, którą odziedziczyliśmy po dziadku.
Etykietowanie to prosta zabawa, zwilża się „lewą” stronę etykietki maczając ją delikatnie w mleku, przykłada do czystej powierzchni słoika i już. Może tak sobie stać na półce i się nie odkleja a za to potem umyć łatwo.
Jak już naprodukowałyśmy dżemów z jabłek wiśni i wczesnych śliwek, nastał sezon ogórkowy. Och sezon ogórkowy to wcale nie żadne nudy.
A z robienia sałatek to dziewczyny najbardziej lubią obsługiwanie maszynki do rozdrabniania. Choć i z obieraniem świetnie sobie radzą.
Misię zmorzyła gorączka więc tylko Lusia została ze mną na placu boju kiedy mierzyłyśmy się ze stertą 17 kg ogórków. Poza obieraniem i rozdrabnianie była to też dla niej lekcja skupienia. Dostała min. zadanie przygotowania składników do ogórków po kozacku. Do każdego słoika miała włożyć określoną ilość kopru, czosnku, ziela angielskiego i plasterków marchewki. To było łatwe, bo nawet jak się pomyliła mogła błąd naprawić.
Trudniej było jak przyszło do nasypywania gorczycy. Pomyłka byłaby trudna do skorygowania. Na szczęście obyło się bez, Lusia dała radę.
Jeszcze tylko załadować ogórki zapasteryzować i można odpocząć przed następną dostawą ogórków. A ja już tak przywykłam do dzieci w kuchni, że nawet mi trudno powiedzieć czy sama zrobiłabym to sprawniej. Z pewnością byłoby mi jakoś tak smętnie samej te słoje napełniać.
A jeśli się komuś wydaje, że to taka ot zabawa w gotowanie, to śpieszę wyjaśnić. Otóż podczas takiej zabawy w gotowanie mamy między innymi:
- ćwiczenie koordynacji ręka-oko i to w formie o wiele lepszej niż rysowanie szlaczków czy kolorowanki (obieranie warzyw czy nakładanie sypkich produktów łyżeczką)
- ćwiczenie w liczeniu, a ze starszym dzieckiem można bardziej zaawansowane rachunki prowadzić jak na przykład mnożenie (ile potrzeba ząbków czosnku skoro mamy 7 słoików a do każdego damy 3) czy nawet przeliczanie ilości składników (mamy 2,5 kg ogórków a przepis jest na 2 kg)
- ćwiczenie koncentracji
- sekwencje (powtarzanie kolejnych czynności zgodnie ze schematem)
- kształty i kolory (w przypadku młodszych dzieci)
Tegoroczne nasze wyczyny sałatkowe uzupełniłyśmy o następujące przepisy:
* * *
Wpis bierze udział w projekcie Wakacyjne (po)tyczki. Temat przewodni (po)moc.
Pingback: Uczestniczki Wakacyjnych (po)tyczek - poznaj aktywne i twórcze mamy
Temat podobnie zrozumiany jak i u nas:) piekny pomocnik:) brawo:)
Brawo Wy!!! Jestescie wielkie! Dzieki takze za przepisy!
Mali pomocnicy są najlepsi i niezrównani 😀 Pozdrawiamy!
Wracam i w tym roku tutaj po przepis. Pozdrawiam ciepło 😉
Cieszę się, że zasmakowało.