W zeszłym roku pozazdrościłam mieszkańcom większych miast możliwości udziału we wspaniałym, barwnym i radosnym pochodzie organizowanym z okazji święta Objawienia Pańskiego a zwanym Orszakiem Trzech Króli. Już się zaczęłam w myślach nastawiać na wyprawę z moimi Srokami na ów orszak do stolicy, kiedy nagle dotarło do mnie, że podobny mamy tuż za miedzą w mieście powiatowym.
Mróz jakby na zamówienie zelżał do czterech stopni poniżej zera. Opakowałam dziewczyny ciepło mając na uwadze, że czeka nas długi spacer. Zaopatrzyłam się w prowiant (swoją drogą dojrzałam wreszcie do kupna jakiegoś termicznego bidonu) i pojechałyśmy na sumę. Podczas mszy Misia głownie kontemplowała szopkę a Lusia oglądała książkę „Moje pierwsze opowieści biblijne” z serii „Świat w obrazkach”. Kiedy skończyła się msza pojawili się trzej królowie w asyście różnych wojów i zaczęły się przygotowania do wymarszu.
Gwardię honorową stanowili głównie członkowie grupy rekonstrukcyjnej w mundurach ułanów.
To własnie oni dzierżyli gwiazdę prowadzącą królów* do celu. Trzej królowie zebrawszy się na placu dawnego rynku miejskiego dosiedli swoich wierzchowców i orszaki zaczęły się formować. Ludzie przybrani w korony a niekiedy i płaszcze w kolorach symbolizujących poszczególnych królów zbierali się w pobliżu chorążych. Dziewczyny zażyczyły sobie mieć za rok płaszcze, co pozwala mi wierzyć, że udział w orszaku stanie się naszą tradycją. Niewątpliwą gwiazdą tegorocznego orszaku był wielbłąd niosący na swoim grzbiecie. Melchiora. Ale również Kacper i Baltazar mieli wierzchowce niezgorsze i odpowiednią świtę.
Poza królami w orszaku wędrował nawet święty Mikołaj.
– Przebieraniec – stwierdziła Misia – Dżinsy mu wystają spod płaszcza i buty ma za cienkie.
Orszak ruszył wreszcie i ulicami miasta,śpiewając kolędy, doszedł najpierw do skweru przy bibliotece miejskiej gdzie urządzono pałac Piłata. Tu miała miejsce dalsza część inscenizacji, którą dziewczyny podziwiały siedząc na zmianę na moich ramionach. Nawet nie próbowałam robić zdjęć.
Po tej krótkiej wizycie orszak ruszył dalej aż wreszcie dotarł do celu, jakim była szopka na placu przed Szkołą Salezjańską. Tam trzej królowie złożyli dary i pokłon, czego niedane nam było zobaczyć z bliska, z powodu sporego tłumu i ciżby. Myśmy dotarli na końcu pochodu z powodu krótkich nóżek Lusi, która i tak bardzo się starała nie spowalniać nas w marszu.
Oddawszy pokłon i zaśpiewawszy kilka kolęd podjęłyśmy decyzje o powrocie. Po drodze tylko rozgrzałyśmy się herbatą w ulubionej klubokawiarni, bo zbliżał sie zmierzch i robiło się coraz zimniej.
W domu przygotowałam dziewczynom fragmenty planu miasta obejmujące trasę orszaku. Misia miała ćwiczenie z precyzyjnego wycinania, bo potrzebowałyśmy małych znaczników do naklejania na mapach w miejscu skąd orszak ruszył, gdzie się zatrzymał „u Piłata” i gdzie był jego cel.
Dziewczyny starały się rozpoznać na planie te miejsca a ja im trochę podpowiadałam wskazując położenie charakterystycznych obiektów znajdujących się w pobliżu. W ten sposób zahaczyłyśmy przy okazji tego wspaniałego i radosnego święta o tematykę, która będzie przewodnią w czasie styczniowego warsztatu z cyklu Dziecko na Warsztat.
*nie będąc pewną co do poprawności formy 'królów’ postanowiłam się douczyc i trafiłam na takie wyjaśnienie profesora Miodka. Teraz wiem co i jak. Człowiek to się jednak uczy całe życie.
Pingback: Plany i mapy – Dziecko na Warsztat | Nasza szkoła domowa