Być może to obciach (ktoś jeszcze używa tego słowa?) przyznać się, że się do tej pory nie wiedziało kto to Ian Stewart, ja się przyznaję, nie wiedziałam. Zupełnie go nie kojarzyłam ze znanymi mi (niestety jak dotąd tylko ze słyszenia) takimi pozycjami jak „Czy Bóg gra w kości?” czy „Nauka Świata Dysku”. I zupełnie przez przypadek w bibliotece pełnej książek, moją uwagę przykuł nieduży tomik pod tytułem „Listy do młodego matematyka. I to jest właśnie książka, którą według mnie powinien przeczytać każdy, kto zabiera się za uczenie dzieci matematyki.
Już sam tytuł sugeruje, że znajdziemy tam zbiór esejów w formie listów skierowanych do młodej osoby. W istocie Ian Stewart zwraca się do pewnej nastolatki, która stoi przed ważnym życiowym wyborem, a ściślej mówiąc waha się czy studiowanie matematyki w ogóle ma sens. Autor kolejno rozprawia się z jej wątpliwościami na temat zastosowań matematyki, możliwości jej dalszego rozwoju, samego jej sensu i znaczenia itp.
– No dobra. – Ktoś mógłby powiedzieć – skoro adresatem jest nastolatka wybierająca się na studia to po co ma to czytać np nauczyciel ze szkoły podstawowej, albo rodzic edukujący swoje dość małe jeszcze dzieci?
Dobre pytanie a odpowiedź jest prosta. Ian Stewart z godnym podziwu uporem rozprawia się z matematyką szkolną. Pokazuje jaką krzywdę robi dzieciom uczenie matematyki na sposób szkolny, które w gruncie rzeczy ograniczone jest głównie do arytmetyki i polega przede wszystkim na wtłaczaniu dzieciom do głowy konkretnych rozwiązań i pilnowaniu by uznały je za jedynie słuszne, pojęły i umiały zastosować.
Szkoły nie zmienimy, ale przynajmniej w edukacji domowej możemy nie popełniać tego błędu i uczyć dzieci matematyki inaczej. Autor naprawdę pięknie o tym pisze pokazując jak mogłoby to wyglądać, a w przypadku edukacji domowej, jak może to wyglądać. Żeby rozbudzić jeszcze bardziej ciekawość pozwolę sobie zacytować:
Drugim czynnikiem, który powoduje, że niewielu uczniów kiedykolwiek zdaje sobie sprawę, iż istnieje matematyka, która wykracza poza podręczniki szkolne, jest to, że nikt im nigdy o tym nie powiedział.
Nie oskarżam tu nauczycieli. Matematyka istotnie jest bardzo ważna, ale ponieważ naprawdę jest trudna, niemal wszystkie lekcje poświęca się po to, by upewnić się, że uczniowie opanowali metody konkretnych typów zadań i nie popełniają błędów. Nie ma czasu, by opowiadać im o historii przedmiotu, o jego związkach z naszą kultura i cywilizacją, o olbrzymiej ilości nowej matematyki, jaka powstaje rok w rok, ani o wielkich i małych pytaniach bez odpowiedzi, którymi upstrzony jest matematyczny krajobraz.
Pada jeszcze wiele gorzkich słów na temat tego jak matematyka jest nauczana w szkołach i do czego to prowadzi. Dlatego uważam, że dla edukatorów domowych to lektura obowiązkowa i czym prędzej się ją przeczyta tym lepiej. A rodzice starszych dzieci mogą z powodzeniem czytać im obszerniejsze fragmenty albo wręcz zaproponować samodzielne czytanie całości.
O problemach wynikających ze szkolnego podejścia do tego przedmiotu (z resztą nie tylko tego) wiedziałam od dawna, ale nawet mi ta książka otwiera oczy a już na pewno poszerza horyzonty i dlatego gorąco polecam ją Waszej uwadze.