Od czwartku w Polsce zamknięte są szkoły, przedszkola, domy kultury, teatry i inne miejsca gdzie ludzie gromadzili się żeby się uczyć albo rozerwać. Sytuacja dotknęła szczególnie rodziny z młodszymi dziećmi, z którymi trzeba teraz większą część dnia spędzać w domu. W domu, bo w mieście lepiej się nie pętać po ulicach i lepiej wystrzegać się spotykania z ludźmi, a pogoda nie rozpieszcza i tych co żyją poza miastem.
Mamy zatem coś w rodzaju przymusowej edukacji domowej, bo dzieci nie zostały zwolnione z obowiązku nauki i w różnej formie zadaje im się kolejne partie materiału do przyswojenia czy przećwiczenia. Nagle więc różni ludzie przypomnieli sobie, że przecież w Polsce istnieje edukacja domowa, że są rodziny dla których spędzanie większości dnia z dziećmi i nauka w domu to chleb powszedni. Znaleźli się też tacy, którzy wysuwają bezpośrednie postulaty formułując oczekiwania w stosunku do środowiska ED, próbując udowodnić, że mamy jakąś powinność wobec udręczonych rodziców, którzy muszą teraz wziąć odpowiedzialność za edukacje swoich dzieci a w dodatku spędzać z nimi czas.
Trochę mnie to bawi a trochę irytuje. Irytuje, bo niby dlaczego, przez tyle lat pozostawieni sami sobie w nierównej walce z systemem i MEN mielibyśmy mieć jakąś powinność wobec tych, którzy teraz muszą edukować dzieci w domu. Irytuje mnie ta roszczeniowa postawa i pretensje. Bawi mnie, zaś bo nagle ludzie, których męczy przebywanie z własnymi dziećmi chcą porady i pomocy od rodziców, którzy decydują się na ED między innymi dlatego, że ze swoimi dziećmi lubią spędzać czas. W dodatku to przeświadczenie, że my znamy jakieś tricki, dzięki którym nagle dziecko, wkręcone od lat w tryby systemowej edukacji zmieni sposób funkcjonowania i będzie bez buntu i z przyjemnością odrabiać te prace domowe zadane przez nauczycieli za pośrednictwem Librusa. To się nijak ma do edukacji domowej. Nadal to jest edukacja szkolna tylko zredukowana do odrabianie większej ilości pracy domowej.
Miałam się na ten temat tak bardzo nie rozpisywać, ale wyszło jak wyszło. I tak się ograniczałam. Żeby nie było, że taka zupełnie aspołeczna jednostka ze mnie i kompletny nieużytek, zamieszczam poniżej zestaw linków, które mogą być pomocne dla tych rodziców, którzy jednak postanowili wykorzystać ten czas na pielęgnowanie relacji ze swoimi dziećmi i potrzebują inspiracji a nie kolejnej edukacyjnej platformy przed którą posadzą dziecko, żeby się uczyło nie zawracając im głowy.
Na początek zabawy kooperacyjne
Zabawy kooperacyjne kapitalnie wpływają na rozwój relacji. Beczka śmiechu, mało rywalizacji i stresu. Uczymy się siebie, uczymy się kto ile i co może wnieść w funkcjonowanie rodziny (czy innej grupy), uczymy się współpracy.
Na rozgrzewkę duży labirynt, który trzeba pokonywać wspólnie. Kulkę do celu prowadzi się przechylając pudełko.
Zestaw grupowych zabaw kooperacyjnych. Niektóre można zorganizować w domu.
https://mybabydoo.com/2018/05/21/fun-team-building-activities-for-adults-and-kids/
Kolejny podobny zestaw. Sporo ciekawych inspiracji.
Zabawy ruchowe
Skoro musimy więcej siedzieć w domu dzieci mają za mało ruchu i zaczynają się zachowywać w sposób trudny do zaakceptowania przez rodziców. Zatem trochę gimnastyki nie tylko dla dzieci.
Rzucanie do celu i wiele innych zabaw ruchowych i sprawnościowych:
Przepis na zabawkę, którą z dzieciństwa znam jako Billa. Przy odrobinie sprytu i szczęścia można ją wykonać bez wychodzenia z domu (jest szansa, że wszystko co potrzeba uda się wygrzebać spośród jakichś przydaciów.
Inne
Rodzaj quizu rysunkowego. Bardzo zabawna i pouczająca rozrywka.
Rysowanie portretu rodzeństwa albo rodziców na folii. Efekty mogą być przezabawne.
Zabawa światłem i cieniem. Tu na białej kartce, ale tylko wyobraźnia nas ogranicza.
Ufff. myślę, że każdy znajdzie coś ciekawego dla siebie. Może wystarczy Wam tych zabaw na najbliższy tydzień.Bawcie się dobrze i wykorzystujcie ten czas, żeby przekuć tę trudną sytuację na coś naprawdę pozytywnego.