Z okazji Dnia Dziecka, miałyśmy jechać do Centrum Nauki Kopernik. Najpierw postanowiłam przeczekać natłok odwiedzających CNK właśnie z tej okazji. potem zepsuł się samochód, potem trzeba się było na cito zająć truskawkami, potem znów się zepsuł samochód. Wreszcie wczoraj dotarłyśmy. Trafiłyśmy tym razem na wakacyjny tłok, bo wiele osób wpadło na ten pomysł, by upalny dzień spędzić w klimatyzowanym pomieszczeniu pełnym rozrywek.
Nastawiłyśmy się na to, że do ulubionej przez dziewczyny galerii Bzzz nie uda nam się wejść. Teoretycznie jest tam ograniczenie wiekowe tj. przeznaczona jest ona dla dzieci do piątego roku życia. Dziewczyny trochę się zmartwiły ale pogodziły się z tym. Jakaż była radość przy kasie jak się okazało, ze w zasadzie to nie ma przeciwwskazań, żebym weszła tam ze starszą córką również.
Lusia od razu zakotwiczyła przy kulkowym tornado. Misia trochę się z nami pobawiła a potem wtopiła się w tłum w poszukiwaniu kompanów do zabawy. Zajęło jej to chwilkę i już po chwili zabawa szła na całego. Ja tymczasem mogłam się skupić na doglądaniu młodszej córki.
Po kulkowym tornado i całym wodnym torze przyszła pora na kontemplowanie ślimaków i ich muszli i na badanie wielu innych fascynujących eksponatów. Nie sposób wszystkiego pokazać i opisać. Dla mnie fascynujące jest to, że w zasadzie nie trzeba dzieciom nawet niczego tłumaczyć i objaśniać. Ja bym nawet zaryzykowała stwierdzenie, że lepiej tego nie robić. Niech doświadczają. Czerwone tuby obracają się a w środku w kanałach o różnych kształtach przesypują się różne materiały. Udało się nam nawet w centrum metropolii doświadczać przyrody za pomocą zmysłu słuchu. Wszystko dzięki interaktywnym tablicom pozwalającym na odtwarzanie odgłosów zwierząt. Tu tez włącza się nagrania różnych odgłosów przyrody tylko włączniki są niestandardowe. Trzeba zawisnąć na linie.
Budowa drzewa-fraktala. Kompan do zabawy jakiego spotkała w galerii Misia okazał się świetny nie tylko do zabawy w piratów ale też do rozwiązywania różnych ciekawych zadań, które najlepiej się rozwiązuje w drużynie. Po opuszczeniu galerii Bzzz (ku niezadowoleniu większości dzieci czas pobytu w tej galerii jest ograniczony) wybrałyśmy się do Majsterni. Pierwszy raz byłyśmy w tej pracowni i dziewczyny podeszły do tego trochę z ciekawością a trochę z rezerwą. Animator zasugerował nam na początek zadanie polegające na zmontowaniu wieży za pomocą słomek do napojów i zszywaczy. Kryterium była wytrzymałość konstrukcji, która miała nie załamać się pod ciężarem piłki, dość ciężkiej jak na piłkę. Misia miała swój plan, choć ulegał on w trakcie pracy pewnym modyfikacjom. Lusia postawiła na konstrukcję chaotyczną. Misia po krótkim instruktarzu i kilku próbach opanowała samodzielne łączenie rurek. Lusia cięła rurki na odpowiadające jej kawałki i zlecała mi przyczepienie ich w określonych miejscach.
Wieża Misi wytrzymała próbę. Konstrukcja Lusi załamywała się pod ciężarem piłki ale po kilku zasugerowanych przeze mnie poprawkach wreszcie się udało. Po opuszczeniu Majsterni dziewczyny oświadczyły, że przecież zszywacze w domu mamy więc wystarczy tylko zainwestować w słomki i kontynuować zabawę tworząc inne konstrukcje. Po kilku godzinach wewnątrz budynku podczas których odwiedziłyśmy jeszcze „Teatr robotyczny” i kilka eksponatów w galeriach „Świat ruchu” i „Korzenie cywilizacji” postanowiłyśmy jednak wyjść na świeże powietrze i nieco odpocząć od gwaru. Obok budynku znajduje się Park Odkrywców do którego się udałyśmy. O ja naiwna! Myślałam, że dziewczyny nie maja już siły i w parku sobie odpoczniemy. A w parku przytulałyśmy się (tak mi też się udzieliła) do gadających rur. W altanie plecionej z gałązek Misia zaczęła snuć opowieść o Indianach, którzy jakoby zamieszkiwali te tereny kiedy jeszcze nie było tu miasta i posiali ten wspaniały trawnik z koniczyną na którym pasły się dzikie zwierzęta. Wiadomo bowiem, że nawet dzikie zwierze jak jest najedzone to nie ucieka szybko i łatwiej je upolować. A potem dziewczyny łączyły taniec z muzyką skacząc po dzwoniących płytkach. Nie wiem ile jeszcze tak by dały radę tam szaleć, ale na szczęście nadjechał tata i trzeba było zbierać się do domu. Na szczęście dla mnie bo ja jednak nie jestem tak wytrzymała jak one.
Ale tam fajnie. Sama bym się z chęcią wybrała:)
Byłam z córką w Koperniku ponad rok temu i też się fantastycznie bawiłyśmy. Trzeba jednak to koniecznie powtórzyć, bo widzę, ze dużo nowych rzeczy do zobaczenia:)
My poprzednio byłyśmy kilka miesięcy temu i mimo iż od tamtego czasu nic nowego się nie pojawiło to i tak się świetnie bawiłyśmy. Raz, że dzieci lubią powtarzać to co im się podobało (u nas galeria Bzzz oraz niektóre eksponaty z innych galerii). Dwa, że nie da się wszystkiego obskoczyć za jednym podejściem.