Kiedy kilka lat temu moja starsza córka weszła w wiek, kiedy wszystkie śmierdzące i obrzydliwe tematy stają się wiodące w każdej rozmowie wychodziłam z siebie. Zastanawiałam się co z tym fantem zrobić i jak zatrzymać lawinę pytań, dociekań i opowieści. Pewnie rwałabym włosy z głowy dalej, gdyby nie wpadły mi w oko, a następnie w ręce, dwie książki.
Długo się zastanawiałam czy je kupić i czy to nie podsyci zainteresowania wpędzając mnie w dalsze frustracje. Postanowiłam zaryzykować. „Mała książka o kupie” Pernilli Stalfelt oraz „Kupa. Przyrodnicza wycieczka na stronę” Nicola Daviesa były w użyciu na okrągło przez długie miesiące. Fascynacja minęła, córka zwróciła swe zainteresowanie ku innym tematom. Książki kurzyły się na półce aż niedawno wpadły w oko mojej młodszej córce. Od tamtej pory codziennie słyszę „Mamo poczytaj mi o kupie” No to czytam. Ostatecznie nic co ludzkie nie jest nam obce. I tak sobie studiujemy kształty, kolory i konsystencje, na szczęście tylko na obrazkach. Lusia, która o kupach nawet piosenki wymyśla w końcu przetrawi temat i książka znów zapadnie gdzieś w czeluściach naszej biblioteki. Pewnie za jakiś czas po nią sięgniemy i będziemy się śmiać do rozpuku z tych dziecięcych fascynacji śmierdzącym tematem.
To co mi w się pierwszej chwili w obu książkach nie spodobało to ilustracje. Jednak z drugiej strony to czego oczekiwać. Chyba jednak nie tego, żeby były bardziej realistyczne.
Można się spierać czy takie książki są potrzebne, czy powinno się dzieciom pozwalać na takie fascynacje i wręcz pogrążać się w nich wraz z dzieckiem. Ja nie mam wątpliwości. Zabranianie dziecku „zajmowania” się takimi tematami na dłuższa metę nie przynosi pozytywnych skutków. Sądzę, że lepiej pozwolić dziecku naturalnie traktować naturalne rzeczy. A książki? Pewnie nie są do tego niezbędne ale mi już drugi raz ułatwiają przejście tego etapu rozwoju.
* * *
Wpis powstał w ramach projektu „Przygody z książką”.
O mamo kochana Ile u Was kup!!!! 🙂 my tez many ksiazke o kupie, a dokladnie o tym, ze wszyscy ja robimy I myszka I slon I Ty I ja 🙂
Rewelacja! Żałuję, że nie wpadły mi w ręce, kiedy u nas temat był na topie. Jak najbardziej też jestem za tym, żeby dziecko mogło naturalnie przez ten etap fascynacji przejść, bez niepotrzebnego stresu ze strony rodzica, że temat niewłaściwy 🙂
Pingback: Przygody z książką 2 / Blogi w projekcie | Dzika Jabłoń
Chyba każde dziecko przechodzi etap fascynacji tym tematem 😉 U nas na tapecie była „O małym krecie, który chciał wiedzieć, kto mu narobił na głowę”. Polecam 😉
Też o niej słyszałam wtedy, kiedy starsza córka fascynowała się tematem. Ale jakoś nie dorwałam jej wtedy i poprzestałam na tych dwóch.
Moi chłopcy też mają fazę „kupy”, która doprowadza mnie do szału! Zastanawiał się nad kupnem obu książek, które opisałaś, a po twoim wpisie jednak się na zakup zdecyduję! Może jak się chłopcy na te obrazki napatrzą to trochę odpuszczą 😉
Z moimi dziećmi nie przeżywałam podobnej fascynacji i być może dlatego ta pozycja mnie nie porwała, choć słyszałam o niej. Trzymam się raczej stwierdzenia, że „niesie ona wyobraźnię w miejsca, których wiele z nas poznać by nie chciało”. Tak więc ja poznać nie chcę i przy tym zostanę.
Kontrowersyjna książka i choć mam co do niej mieszane uczucia to chętnie zobaczyłabym ją na żywo. 🙂
Dla nas temat w domu naturalny, więc nie mam potrzeby sięgania po te pozycje, żeby coś dzieciom wytłumaczyć. Jestem przekonana, że nie należy tłumić zdrowego zainteresowania dzieci fizjologią, ale też trzeba stworzyć im intymne warunki na poznawanie siebie. Całą rzeszę książek o kupach, cipkach czy penisach uważam po trosze za rozkręcanie tematu, który „dobrze się sprzedaje”, a pisany jest mało profesjonalnie „dla łachu”. Dlatego dobrze, że zaznaczasz w czym konkretnie to może pomóc rodzicom, którzy nie chcą zostawiać swoich dzieci z tym samych.
Z powodów o których wspomniałaś po cipki i penisy nie sięgnęłam,. Z resztą nie były one tematem aż tak intensywnych dociekań a z własnej inicjatywy nie zamierzałam tego zmieniać.
A podobno był taki Święty, co potrafił cieszyć się z tego powodu, że krowy nie potrafią latać;)
o, ja też pisałam o „Małej książce o kupie”, za to tej drugiej nie znam 🙂
Też planuję kupić coś o kupie;) Kusiła mnie między innymi KUPA:D;)