Dziewczynki jeszcze małe, szczególnie Luśka niewiele może pojmuje z tego co można na pikniku naukowym zobaczyć, ale postanowiłam się wybrać. No ciągnie wilka do lasu i już.
Na stadionie zaskoczyły mnie przede wszystkim tłumy. Prawdę mówiąc nie spodziewałam się aż takiego zainteresowania, ale prawdę mówiąc nie interesowało mnie za bardzo jak to w poprzednich latach wyglądało, bo byłam niejako wyłączona z obiegu. Po pobieżnym obejrzeniu mapki doszłam do wniosku, że powinnam ją była dostać już dwa tygodnie temu i studiować intensywnie. Zrezygnowałam więc z posługiwania się nią i poszłyśmy na żywioł. Nie mieliśmy szans, głównie z powodu ilości stoisk, zobaczyć nawet 10% tego co prezentowano w czasie rozsądnym dla moich dziewczyn. Nie mniej jednak wypad możemy uznać za bardzo udany.
Dziewczyny odbijały w piachu ślady różnych zwierząt, liczyły słoje w plastrze wyciętym ze stuletniego pnia, podziwiały roboty i oglądały przez mikroskop robaki. Układały układanki logiczne, podziwiały model układu słonecznego (planety w skali) i bawiły się materiałami z pamięcią kształtu a Miśka nawet zamroziła sobie różę w ciekłym azocie. Tylko za bardzo nie było warunków na robienie zdjęć. Za rok na pewno znów się wybierzemy.