Mińsk Mazowiecki, to miasto, które dziś może nie jest szczególnie ważne i znane, jest jednak jest jednym z najstarszych miast we wschodnim Mazowszu i dawniej leżał w naprawdę interesującym miejscu a mianowicie przy trakcie łączącym dwa książęce grody, nadgraniczny wówczas Liw i jego warownię z Czerskiem w którym był zamek książąt mazowieckich.
Historia
Mińsk ze swymi prawami do cotygodniowych targów i czterech jarmarków w roku, był jednym z ważniejszych ośrodków lokalnych ziemi czerskiej. Miasto się rozwijało wspierane przez właścicieli (ród który przyjął nazwisko Mińscy), którzy przy okazji wzmacniali swoje znaczenie sięgając po coraz to wyższe stanowiska i godności, zaliczając się przy tym do mazowieckiej elity feudalnej późnego średniowiecza.
Zdarzyła się jednak rzecz straszna, która ród Mińskich bardzo dotknęła i srogo kosztowała. Mianowicie Ścibor Mazowiecki, który piastował godność wychowawcy (dawniej preceptor) książąt mazowieckich Stanisława i Janusza, został oskarżony o spowodowanie ich tajemniczej śmierci. Ciągnące się śledztwo, które oczyściło Ścibora od zarzutów nadwyrężyło nie tylko dobre imię rodu ale też i skarbiec. Skutkiem tego doszło do sprzedaży części posiadłości leżącej na prawym brzegu rzeki Srebrnej, w skład której wchodziła część miasta Mińska. Ziemie te nabył bardzo zamożny i znaczący wówczas ród Wolskich. A że Mikołaj Wolski piastował wtedy kasztelanię sandomierską to nabytą część Mińska postanowił przez analogię nazwać Sendomierzem i tam urządzić sobie dodatkową rezydencję w której mógłby odpoczywać od swoich urzędowych obowiązków
I tak doszło do tego, że po dwóch stronach rzeki Srebrnej znajdowały się dwa osobne miasta należące do dwóch znacznych rodów. Jednak po śmierci Mikołaja Wolskiego Sendomierz zaczął tracić na ważności aż wreszcie podupadł i został na powrót wchłonięty przez Mińsk. Niewiele z tamtych czasów pozostało pamiątek. Kościół nad rzeką bardzo finansowo wspierany prze oba rody i pałac który zbudowali synowie Wolskiego a w którym mieszkali później kolejni właściciele tych ziem. Rzecz jednak niebywała. Nie pozostał żaden ślad po siedzibie kasztelana sandomierskiego i nikt pomysłu nie ma gdzież by się ona mogła pierwotnie znajdować.
Legenda
A stało się to z powodu konfliktu Stanisława Warzyckiego, kolejnego właściciela Mińska z siłami piekielnymi. Był to dość osobliwy szlachcic. Miał na przykład ambicję stać się wielkim wynalazcą i chciał zmienic kierunek biegu jednej z lokalnych rzek. A że mu nie za bardzo szło sprzedał swoją duszę diabłu (ponoć Rokicie) w zamian za pomoc w swoich hydrotechnicznych zmaganiach mając. Sprawował też rządy ciężką ręką i za byle co nakładał na poddanych chłostę którą się z dużą przyjemnością przyglądał. Nie był więc lubiany przez swoich poddanych i nie miał szczególnych zasług w niebie (chyba żadnych nie miał), a za to wysłańcy piekła czyhali na jego duszę. Cóż kiedy ta była już sprzedana.
Warzycki z Rokitą się pokłócił, bo ten go oszukał. Duszę zapisał a biegu rzeki odwrócić nie potrafił. Wrócił więc wściekły do Mińska i chciał trochę odpocząć w dawnej rezydencji Wolskich. Tam też odwiedził go inny czart, Rogaliński, który wyczuł, że Warzycki ma znów jakiś wynalazek na myśli. Nie porozumieli się jednak i Warzycki strasznie czarta znieważył. Ten wściekły że nie może ni duszy dostać ni inaczej dokuczyć wielmoży postanowił mu zrobić psikus. Warzycki zasnąwszy w pałacu obudziła się rano na gołej ziemi, a po rezydencji wszelki ślad zaginął.
Mówi się, że podczas kopania jakiegoś nagrobka na mińskim cmentarzu, położonym na wzgórzu odkryto fragment jakiejś budowli, ale nie można było przeprowadzić prac archeologicznych. Za czasów Warzyckiego nie było tam cmentarza a wzgórze zwane Łysą Górą było ponoć siedliskiem złych mocy. Można więc przypuszczać, że Rogaliński zabrawszy siedzibę Wolskich ulokował ją dowcipnie we wnętrzu góry i dlatego nie znalazł go ani Warzycki ani badacze historii miasta.
A jeśli chodzi o Łysa Górę, to Borzęccy, kolejni właściciele Mińska, niezadowoleni z diabelskich harców, ufundowali u stóp góry niewielki kościółek pod wezwaniem Świętego Krzyża. Uciekły więc stamtąd na zawsze siły nieczyste a góra została oddana na cmentarz grzebalny. Po kościółku śladu już nie ma, a w miejscu gdzie się wtedy znajdował stoi dziś smukła biała kapliczka z figurą świętego Jana Nepomucena.
Poznawanie miasta
Nie pochodzę ani z Mińska ani z jego okolic i słabo znam historie tych ziem. W dodatku nawet nie mieszkam w Mińsku a w okolicy a do miasta jeźdżę głównie na zakupy. Poszukiwanie historii, która byłaby interesująca, niezbyt krwawa i była dość ciekawym tematem do tego warsztatu było dla mnie sporym wyzwaniem ale też cennym doświadczeniem. Ta opowiedziana powyżej jest (przynajmniej w części fantastycznej) interpretacją utworu Tadeusza Chrościelewskiego, uproszczonego na potrzeby moich córek (a na potrzeby tego wpisu jeszcze skrócona). Niemniej istnienie miasta Sendomierz, po którym do dzisiejszych czasów dodatkowy rynek noszący nazwę placu Kilińskiego i problem z odnalezieniem rezydencji Wolskich to są fakty historyczne.
Badając tę historię a przy okazji historię miasta odwiedziłyśmy Muzeum Ziemi Mińskiej, spotkałyśmy się z członkiem Towarzystwa Przyjaciół Mińska Mazowieckiego. Obejrzałyśmy między innymi imponujące drzewo genealogiczne rodu Mińskich. Dowiedziałyśmy się też że na rynku sendomierskim odbywa się co roku, przed Wielkanocą jarmark. Podobny, przed Bożym Narodzeniem odbywa się na starym rynku mińskim.
Zwiedzałyśmy najstarszą część miasta, między innymi Plac Kilińskiego (dawniej rynek Sendomierza) i Stary Rynek (dawny rynek Mińska).
W parku pałacowym w którym znajduje się Pałac Dernałowiczów (zbudowany przez synów Mikołaja Wolskiego, potem siedziba kolejnych właścicieli Mińska), szukaliśmy jesieni.
Zajrzałyśmy do zabytkowego barokowy kościół p.w Narodzenia Najświętszej Maryi Panny który stoi w miejscu pierwszego kościoła ufundowanego przez Jana z Gościeńczyc, założyciela miasta.
Zawędrowałyśmy na cmentarz na wzgórzu zwanym dawniej Łysą Górą.
Mieści się tam między innymi grób Bartłomieja hr. Lanckorońskiego. Pułkownika wojsk polskich w okresie powstania listopadowego, grób Hipolita Nowiny-Konopki, który był bardzo zasłużonym żołnierzem ale też pierwszym po wyzwoleniu Mińska w 1944 r. burmistrzem tego miasta.
Jest tam też bardzo smutna (dla mnie, bo mnie takie obiekty zawsze bardzo zasmucają) kwatera wojskowa. Są tu groby ułanów z 1920r. z 7 P.U., żołnierzy Września 1939r., żołnierzy AK, harcerzy Szarych Szeregów i innych poległych za ojczyznę.
W drodze powrotnej pokazałam dziewczynom wspomnianą kapliczkę z figurą świętego Jana Nepomucena.
Teatrzyk
Przechadzając się tak po mieście zaszłyśmy do sklepu z artykułami gospodarstwa domowego i kupiłyśmy kilka drewnianych szpatułek. Świetny materiał wyjściowy do zrobienia kukiełek. Po powrocie do domu zaczęłyśmy przygotowania do spektaklu.
Dziewczyny pomalowały szpatułki farbami plakatowymi. Widelcom wyłamałam środkowe zęby, bo miały być z nich diabły. Potem Miśka pomalowała na czarno i czerwono wyciory do fajek, które ostatnio robią u nas za patyczki kreatywne.
Luśka dokleiła buźkę i uczy kotu a Miśka twarze diabłom. Użyłysmy samoprzylepnego papieru kolorowego. A ja, za pomocą pistoletu do klejenia na goraco przykleiłam ręce i ogony.
Potem była jeszcze fajniejsza zabawa, bo przekopywałyśmy się przez karton pełen gałganków, z których powstały ubrania i włosy kukiełek. Gałganki przyklejałyśmy na gorąco. Ja nakładałam klei i przykładałam materiał a dziewczyny delikatnie go dociskały. Oczy miałyśmy gotowe.
Na koniec wycięłam z kartonu scenę, którą Miśka pomalowała plakatówkami. Wcześniej pokolorowała niewielkie, wydrukowane przeze mnie dekoracje i nakleiła je na kartonowe podkładki. Jeszcze tylko zamontowałam kurtyn, zmajstrowałam mocowanie i już można było zacząć przedstawienie.
Najpierw ja przypomniałam dzieciom opowieść o pałacu, który zniknął, a potem dziewczyny przedstawiły swoje autorskie wersje. Były oklaski i mnóstwo śmiechu, a scena nam się ciągle przewracała.
I jeszcze na koniec rzut oka na nasze kukiełki. Od lewej: Rokita, Warzycki, Rogaliński, kot. Warzycki ma nawet piórko przy czapce, z którego Miśka była najbardziej dumna.
Nasz pałac
Skoro pałac zniknął i nie wiadomo nawet jak wyglądał, wpadłam na pomysł, żebyśmy stworzyły naszą wersję pałacu. Będzie jak znalazł dla małych księżniczek, ulubionych laleczek dziewczynek. Potrzebowałyśmy mnóstwo kartonu w dużym formacie (na coś się zdało to moje chomikowanie), mnóstwo kleju do klejenia na gorąco i tyleż do papieru, rolki od papieru kuchennego kolorowe, papierowe chusteczki, ostre noże i nożyczki, pędzelki do kleju. Do tego wydrukowałam trochę okien drzwi i inne pałacowe dekoracje. Przystąpiłyśmy do pracy. Miśka wycinała i niektóre dekoracje kolorowała. Namalowała nawet kilka portretów dam w pustych ramkach wydrukowanych przeze mnie.
Ja wzięłam na siebie ciężar prac konstrukcyjnych. Wycinanie elementów i łączenie ich klejem na gorąco. Miśka dekorowała. Naklejała elementy elewacji, rozdzielała i naklejała chusteczki, które posłużyły nam jako tapety oraz dekoracje we wnętrzach.
Teraz trzeba jeszcze tylko zadbać o umeblowanie pałacu, ale i bez tego zabawa jest przednia.
Na ludowo
Teraz będzie trochę retrospekcji. Przy okazji poznawania miasta i okolic chciałam poruszyć też trochę temat tradycji ludowych (nieco mnie ciągnie w tym kierunku). Nie jest łatwo wpaść na ich trop na naszym terenie, ale udało nam się. Wybraliśmy się rodzinnie na dożynki do Kołbieli, było to wprawdzie jeszcze w sierpniu, ale nie mogliśmy zrezygnować z okazji, która mogła się już nie nadarzyć, szczególnie, że wystawa poświęcona strojom ludowym w Muzeum Etnograficznym w Warszawie ciągle jest w przygotowaniu. Nie zawiedliśmy się. Pogoda wprawdzie była kiepska, paradę odwołano a dożynkowe wieńce niestety nie były eksponowane z powodu deszczu, ale to i owo udało się zobaczyć.
Podczas festynu, na estradzie prezentowano i szczegółowo omawiano strój strój kołbielski, który dawniej był noszony na sporym terenie na wschód od Warszawy. Poza tym wśród przybyłych sporo było osób ubranych na ludowo i to nie tylko starszych pań, także młodzieży i dzieci.
Przy okazji dzieci zobaczyły jak się młóciło zboże cepem, jak mełło mąkę na żarnach, jak się lepiło garnki.
Można było zobaczyć cały cykl wytwarzania tkanin, od zbioru lnu, poprzez wytwarzanie kądzieli, przędzenie włókien za pomocą kołowrotka z tkaniem typowego kołbielskiego pasiaka, na żywo.
* * *
Wpis powstał w ramach projektu „Dziecko na warsztat II edycja”
Zapraszam do odwiedzania innych blogów uczestniczących w projekcie.
Asiu, ale się napracowaliście! Cudny i bardzo kształcący warsztat!
No cudny warsztat. Najpierw zatęskniłam za rodzinnym miastem – tak blisko Mińska:) Potem zachwyciłam się zdjęciami. (Nabywszy wpierw trochę wiedzy historyczno-literackiej). A na koniec padłam z wrażenia na widok teatrzyku. I myślałam już, przepięknie, fajnie ale to nie był koniec!!!! Wasz pałac jest świetny i natychmiast chciałabym go robić z Łobuzami, z Manią ale środek nocy jest! Muszę czekać, a on mnie woła:)
Jednym słowem gratuluję wspaniałego warsztatu! i Pozdrawiam! też Asia.
Rób pałac, rób, świetna zabawa. Ja już bardzo tęsknię za modelarstwem, którego nie uprawiam od lat. Wiadomo brak czasu, dzieci małe, jeszcze nie dość do tego dorosły. Ręce już wyszły z wprawy, materiały takie sobie ale radochę miałam nie mniejszą niż dzieci.
Ale dużo miejsc zobaczyliście. Super :-))
rewelacyjny warsztat! a pałac pierwsza klasa… mistrzostwo
O kurcze, robi wrażenie.Pałac piękny, nawet suknia księżniczki:) Super!
Suknia, którą Miśka ma na sobie (bo jak sądzę tę masz na myśli) do przeszyta suknia ślubna mojej siostry. Eksploatowana bez litości już ponad rok.
Wspaniały warsztat!
Świetny warsztat! Jaki cudny pałac i przy nim ta prawdziwa księżniczka w pięknej sukni ! Przedstawienie musiało być fantastyczne!
Piękny pałac – robi wrażenie…
WOW!!! Piękny warsztat!!! A ten pałac i teatrzyk!!! Super pomysłowo. Gratuluję 🙂
Zachwycający ten zamek wyszedł. Często przejeżdzam przez Mińsk jadąc w odwiedziny do dziadków. Chyba czas zrobić sobie dłuższy postój w tym mieście
Widać ogrom włożonej pracy! Pałac przepiękny, dopracowany, rewelacja!
p.s. ja też mam słabość do ludowych klimatów 🙂
Wow! Jestem pod wrażeniem Waszych zdolności modelarskich. Pałac wyszedł Wam pierwsza klasa, naprawdę świetnie! A i teatrzyk bardzo mi się podoba.
Wspaniały warsztat a pałac po prostu cudny wam wyszedł 🙂
Bardzo ciekawe podejście… skoro nie wiemy, jak coś wyglądało, to odtwórzmy to sami…
wow …. rewelacja!!
naprawdę fantastyczny warsztat!! aż sobie to zapiszę bo koniecznie musimy wykonać taki pałac !! :-)))
Wow, ale wspaniały teatrzyk.
super warsztat, uwielbiamy z Bobem teatrzyki i często je robimy . Zamek rewelacja, dziękuję za oprowadzenie po Mińsku 🙂
Opowieści, spacer, teatrzyk i jakby tego było mało jeszcze pałac dla księżniczek. Fantastyczne warsztaty! Jestem pod wrażeniem. Pozdrawiam!
Padam do stóp, serio. To się nazywa opracowanie tematu! Robi wrażenie. Pałac… przepiękny!
co za pałac! brawo!
Dziękuję Wam wszystkim za miłe i budujące komentarze. Prawdę mówiąc ten warsztat w dużej mierze robiłam też dla siebie. Mieszkam tu (znaczy pod Mińskiem) już naście lat i trochę mnie uwierało, ze taka jestem niezakorzeniona jeszcze.
Cieszyłam się, że dziewczyny dały się wciągnąć i dobrze się bawiły. Z resztą zamki, pałace i księżniczki to teraz u nich bardzo nośny temat.
Świetny, wielopoziomowy warsztat. Pozdrawiam.
Pokłony, piękny pałac, wspaniły warsztat, gratuluję.
Bardzo ciekawy warsztat.
Ucieszyłam się z pomysłu na teatrzyk, ale pałac mnie po prostu powala! 🙂 jest cudny! świetny pomysł z tymi kunsztownie zdobionymi ścianami z serwetek…zapamiętam, może uda mi się zrobić namiastkę Waszego z moją córką, chociaż jednopoziomowy (jestem kiepskim konstruktorem:)
Swietny warsztat!!! Palac i teatrzyk rewelacja! Kradne pomysl!
Bogaty warsztat, a na widok pałacu padłam. Świetny:)
Joasiu zachwycający wpis. Wszystko baaardzo ciekawie opisane, jak zawsze u Ciebie rzetelny kawał wiedzy:) A ten pałac jak moja Mirabelka zobaczy to chyba aż zaniemówi;) Cudowne. Gratuluję dziewczynom talentu i pracowitości! Ps. Udało mi się (wiesz co) choć jeszcze duuużo pracy i nauki przede mną
Opowieść bardzo mnie wciągnęła – aż się chce do Was przyjechać. Fajny warsztat!
Padłam jak zobaczyłam teatr z łyżek :))) Zbierałam szczękę jak ujrzałam pałac i jeszcze córa w stroju jak z epoki! Dziewczyny musiały być zachwycone. Ja też jestem 🙂
Strój z epoki mówisz? A wiesz, że podsunęłaś mi pewną myśl?