Zadziwiające, w jakie efekty może przynieść lekcja muzealna. Wybrałyśmy się na taką po raz pierwszy, korzystając z inicjatywy, która narodziła się na facebookowej grupie ED. Zajęcia dotyczyły historii świętego Mikołaja z Miry i odbywały się w Muzeum Narodowym w Warszawie .
Po zakończeniu lekcji, z której moja córka najlepiej zapamiętała opowieść o tym jak święty wrzucał przez komin złote kule, by uratować trzy siostry sprzedaniem do niewoli, postanowiliśmy trochę jeszcze pozwiedzać Galerię Sztuki Średniowiecznej, po której były oprowadzane dzieci. Okazało się, że największą uwagę mojej starszej córki przykuwały piety. Zauważała je wszędzie i wolnostojące i na poliptykach, i duże i zupełnie malutkie, ale największe zainteresowanie wzbudziła Pieta z Lubiąża:
Pytaniom nie było końca i w muzeum i w domu przed snem:
- A czemu ona jest smutna?
- A czemu jemu krew leci?
- A czemu on ma takie na głowie z kolcami?
- A czemu oni go tak męczyli?
- A czemu on sobie nie zdjął tego z głowy?
- A czemu ma dziury?
- A ci, co go męczyli, to byli źli?
I tak dalej i tak dalej. Boże Narodzenie za pasem a tymczasem wszystko wskazuje na to, że w najbliższym czasie będziemy wałkować tematy wielkopostne. I poza tym, niemal mimochodem wkroczyliśmy w edukację religijną. Ciekawe, że opowieści biblijne związane z narodzeniem Jezusa nie wywoływały takiego poruszenia.
Pingback: Kalendarz | Nasza szkoła domowa