Wczoraj, korzystając z pięknej pogody, wybraliśmy się w góry. Dziewczyny są jeszcze nieco za małe na prawdziwe górskie wyprawy, ale staramy się je zarazić miłością do gór i turystyki. Tak więc tym razem za cel postawiliśmy sobie zdobycie Szyndzielni i Klimczoka.
Ze zdobyciem Szyndzielni nie było tak trudno, skorzystaliśmy z atrakcyjnego środka transportu jakim jest kolej linowa. Tuż przed dolną stacja kolejki można obejrzeć ekspozycję przedstawiającą stary zabytkowy już wagonik kolejki. Te, które wożą turystów obecnie są dużo bardziej nowoczesne.
Wprawdzie Luśka sugerowała, że będzie się bała jechać bo będzie wysoko, ale nie widać po niej było żadnej paniki a w wagoniku okazało, że im wyżej tym bardziej jej się podoba. Miśka strasznie przeżywała wsiadanie i wysiadanie, gdyż odbywa się to w biegu, tj wagonik nie zatrzymuje się zupełnie ale sunie powoli i trzeba przemieszczać się dość sprawnie. Wprawdzie, kiedy obsługa widzi, że ktoś ma z tym problemy, to pomaga i zawiesza na wagoniku specjalną tabliczkę, by obsługa na drugiej stacji wiedziała, że pasażerowie tego wagonika mogą potrzebować pomocy. Tak więc nie ma strachu, ale adrenaliny trochę było.
Jak tylko wysiedliśmy z kolejki na górnej stacji zaczęła się spokojna wędrówka po górach. Luśka wylądowała w nosidle mei tai na moich plecach, gdyż była to właśnie pora jej drzemki a Miśka pokonywała górskie ścieżki niczym kozica.
Wyżej nie ma już większych stromizn, szczególnie jeśli ktoś, w drodze do schroniska Klimczok, zdecyduje się ominąć sam szczyt Klimczoka czerwonym szlakiem, który prowadzi trawersem. My tak właśnie zrobiliśmy i spokojnie maszerując mogliśmy podziwiać piękno przyrody i badać faunę i florę Beskidu Śląskiego. A było co badać. Przyglądaliśmy się więc drzewom, które Miśka albo rozpoznawała już sama (jak brzozy, klony czy świerki), albo dopiero uczyła się rozpoznawać (min buki). W górnych partiach gór przeważają świerki, podczas gdy dolne partie to przepiękne srebrne (z powodu koloru kory drzew) lasy bukowe, szczególnie urokliwe jesienią, kiedy liście zmieniają kolor.
Napotkaliśmy po drodze wiatrołom. Ogromny obszar powalonego (uprzątniętego już) lasu i kilka smętnie przygiętych do ziemi drzew, które się oparły, dawało wyobrażenie jak potężny musiał być halny, który się tędy przetoczył.
Dolny las bukowy porośnięty jest na ogół trawą i łanami borówek, więc nie bardzo widać jak drzewa muszą walczyć tu o przetrwanie. Rzuca się to dopiero w oczy w lesie sosnowym, gdzie podszytu jest niewiele a korzenie drzew niemal na wierzchu oplatają prawie gołe kamienie próbując dać podparcie drzewom.
Dodatkowo deszcze i woda spływająca z gór wiosną podmywają korzenie wypłukując spod nich resztki gleby. Miśka oczywiście koniecznie chciała sprawdzić, czy coś nie mieszka w takich świetnych kryjówkach.
Poza drzewami i inne rośliny walczą w górach o przetrwanie. Trawy i mchy wciskają się w każdą szczelinkę gdzie zebrała się choćby odrobina gleby.
W dolnych partiach lasu w zacienionych obszarach królują mchy, paprocie i grzyby, w nieco bardziej słonecznych borówki a na odkrytych polankach trawy i dzwonki.
Bardzo chcieliśmy napotkać typowych przedstawicieli fauny beskidzkiej, ale nie mieliśmy dość szczęścia. Nie udało nam się zaobserwować ani jednej żmii zygzakowatej ani też żadnej salamandry plamistej. Wielka szkoda, ale chyba dla nich jest już zbyt jesiennie na to aby się wypuszczać na spacery po lesie. Za to natknęliśmy się na młode, tegoroczne ropuszki, które dziarsko przemierzały góry, w oddali słyszeliśmy złowrogie krakanie kruka i obserwowaliśmy figlarne sikorki bogatki.
W drodze powrotnej ze schroniska „Klimczok” postanowiliśmy że jednak zdobędziemy szczyt. Wspinaczka była mozolna z powodu tego, że nóżki Luśki choć turystyczne i dzielne to jednak krótkie i jeszcze bardzo młode.
Miśka pędziła w górę bez zastanowienia i nawet się bardzo nie zmęczyła.
A dla tego widoku było naprawdę warto.
Potem już tylko spokojny powrót do górnej stacji kolejki linowej. Miśka na nogach a Luśka tradycyjnie na moich plecach.
Wpis powstał w ramach projektu przyrodniczego Przyroda pod lupą – edycja jesienna. Czuję jednak, że to nie koniec tematu.
Fajna wycieczka. Też lubimy takie włóczenie się po lasach