Kiedy zostałam zaproszona do nowego projektu „Czarowanie przez Czytanie” bardzo się ucieszyłam. Lubię takie wyzwania i świetnie się przy takich projektach bawimy, o czym niejednokrotnie wspominałam. Dziś nadszedł czas publikacji wrześniowej, a we wrześniu inspirowaliśmy się powieścią „Tajemniczy ogród” Frances Hodgson Burnett.
Książka okazała się niełatwą lekturą, szczególnie dla mnie. Mam swoje podejście do kwestii wychowania dzieci i bardzo mnie bolał sposób w jaki opisywane były one w tej książce. Mocne, jednoznacznie negatywne oceny bardzo mi podczas czytania ciążyły. Sporego wysiłku wymagało tez ode mnie mierzenie się z pytaniami, jakie rodziły się w głowach moich córek na wieść o tym, że jakiś rodzic może nie chcieć widywać swojego dziecka. Na szczęście w książce jest też magia, przyroda, szlachetni i ciepli ludzie, a cała historia ma szczęśliwe zakończenie i to zaważyło na pozytywnym odbiorze tej lektury.
Sięgając po nią warto zwrócić uwagę na to, że byłą wielokrotnie tłumaczona na język polski. Ja sprawdziłam kilka tłumaczeń zanim jedno przypadło mi do gustu. A potem książka towarzyszyłam nam wszędzie przez cały miesiąc. Czytaliśmy w domu, w namiocie, w samochodzie, w kąpieli, ale najlepiej nam się czytało w Ogrodzie Saskim (no ciekawe czemu?)
Poza licznymi filozoficznymi rozmowami do których to nasze czytanie pobudziło szczególnie moją starszą córkę, skutkowało tez ono jesiennym sprzątaniem jej własnej rabatki z kwiatami, a także planami na kolejną rabatkę, którą chciałaby założyć wiosnę.
Ja jako podsumowanie zaproponowałam dziewczynom zrobienie tajemniczego ogrodu w wersji pokazującej jego metamorfozę. Przygotowałam im wąskie książeczki z bloku technicznego, złożone i spięte tak, że otwierały się do góry. Na pierwszej stronie dziewczyny wycięły furtki do ogrodu. Potem udekorowały je, pomalowały mur a następnie starannie je zamaskowały papierowym bluszczem, który można odchylać by otworzyć furtkę.
Improwizowałyśmy stosując różne techniki. Wycinanki, kredki, farby nanoszone patyczkiem do uszu. Najbardziej jednak spodobało się dziewczynom robienie plątaniny pnących róż za pomocą włóczki przyklejonej do obrazka.
Znalazłyśmy też kupione dawno temu, w sklepie na B flamastry do malowania przez rozpylanie. Do flamastrów dodana była specjalna rurka z pompką dzięki której flamaster przeistacza się w aerograf. Pompka słabo działa ale można też dmuchać po prostu ustami. Znakomicie się nadały do tworzenia zielonej wiosennej mgiełki spowijającej ogród.
A oto efekt końcowy. Strona przedstawiająca ogród takim jakim zastała go Mary gdy znalazła wejście.
Ogród budzący się do życia.
Ogród w pełni rozkwitu.
* * *
Wpis powstał w ramach projektu „Czarowanie przez Czytanie”
Takie wyklejanki kordonkowe to niezły trening dłoni!!
Fajnie wyszło!