Niedawno kupiłam dziewczynom pastele do malowania po tkaninach. Technika bardzo prosta, malujesz prasujesz i jest. Wystarczyło tylko znaleźć odpowiednie koszulki do udekorowania. No i w przypadku Luśki na wszelki wypadek wyjaśniłam, że to nie znaczy, że będzie mogła malować czymkolwiek po dowolnych ubraniach. Koszulka dołączona do zestawu była o wiele za duża nawet na Miśkę.
Dziewczyny radziły sobie naprawdę nieźle, choć malowanie pastelami po trykotach wcale nie jest takie proste. Luśka się trochę denerwowała, że jej się materiał marszczy i kółka nie wychodzą a w liniach są przerwy. Wkurzała się, rzucała kredkami by po chwili wrócić do pracy. Na szczęście z pomocą pospieszyła babcia cierpliwie przytrzymując materiał.
Miśka radziła sobie całkiem dobrze bez pomocy i była bardzo zadowolona ze swoich rysunków, choć widziała, że nie wychodzą jej tak samo jak te na papierze.
W sumie dziewczyny pomalowały pięć koszulek. Luśka tak się rozpędziła, że rysowała nawet na plecach.
Oczywiście od razu jak tylko zaprasowałam obrazki utrwalając je dziewczyny musiały się przebrać w swoje stare-nowe koszlki.