Już dawno chciałam wziąć udział w procesji Niedzieli Palmowej z udziałem pięknych i imponujących pod względem rozmiarów palm. Do Lipnicy Murowanej mam za daleko, choć nie wykluczam, że kiedyś tam pojedziemy. Postanowiłam więc rozejrzeć się gdzie by tu się wybrać „po sąsiedzku”. Wybór padł na Łyse, wieś na Kurpiach słynącą z dorocznego konkursu na palmy wielkanocne.
Nie są może tak wysokie jak w Lipnicy, ale za to bajecznie kolorowe i misternie zdobione. W sobotę naszykowałam prowiant, sprawdziliśmy możliwe trasy dojazdu i wcześnie położyliśmy się spać. W niedzielę szybka pobudka, mycie zębów, ubieranie. Każdy złapał swoją torbę i myk do samochodu. Żeby nie tracić czasu, czekała nas niemal dwustu kilometrowa droga w jedną stronę, śniadanie zjedliśmy w drodze. Po dotarciu na miejsce trzeba było jeszcze tylko znaleźć jakieś miejsce do zaparkowania na brzegu morza samochodów i autokarów i już można było iść.
Już przed kościołem w którym odbywała się wystawa palm konkursowych napotkaliśmy pierwsze dzieło kurpiowskiej sztuki ludowej, które zaostrzyło nasz apetyt.
W środku dziesiątki palm, mniejszych i większych a wszystkie bogato dekorowane kwiatami misternie uformowanymi z bibuły. Feeria barw i kształtów. Eksplozja pomysłowości i setki godzin żmudnej pracy bardzo zdolnych rąk. Nie mogliśmy przestać się zachwycać.
W końcu rozpoczęły się przygotowania do procesji. Przy plebani zaczęły zbierać się dzieci ubrane w stroje ludowe z niewielkimi ale pięknymi palmami.
Palmy konkursowe ostrożnie zaczęto wynosić przed kościół skąd procesja miała przejść ulicą w kierunku położonego nieopodal nowego kościoła. Pogoda byłą niepewna ale nikt nie tracił animuszu.
Kiedy wszystko było gotowe procesja ze śpiewem na ustach ruszyła. My też się przyłączyliśmy z naszymi mikro-palemkami nabytymi na stoisku przed kościołem.
Po Mszy udaliśmy się na jarmark, który odbywał się nieopodal. Zjedliśmy pyszne pierogi i świetny chleb ze smalcem i kiszonymi ogórkami. Kupiliśmy pamiątkowy magnes na lodówkę i oglądaliśmy występy zespołów ludowych. Zarówno kurpiowskich jak i gości z sąsiednich regionów.
W krążącym po jarmarku tłumie co rusz można było się natknąć na ludzi ubranych w barwne stroje ludowe. Jak to dobrze, że ta kultura nie ginie i jest kultywowana również przez młodych ludzi.
Za rok pewnie wybierzemy się do Łowicza. Tam też podobno warto pojawić się w Niedzielę Palmową.