Misia pojechała dziś na swój pierwszy biwak. Jednodniowa (to znaczy z jednym noclegiem) przygoda w drużynie Royal Rangers. Tymczasem Lusia została z nami w domu i poza ostatnia przed występem próbą w grupie baletowej nic nie zapowiadało większych atrakcji na dziś. Zwyczajnie zaczęła się bez siostry nudzić i tęsknić. W końcu wypowiedziała magiczne zaklęcie „Poczytasz mi po obiedzie?”. W sumie to dlaczego by nie? Sięgnęłam więc po książkę „Nasza mama czarodziejka” Joanny Papuzińskiej.
Już ją kiedyś czytałam,ale Lusia była wtedy mała i nic nie pamiętała. Misia ostatnio czyta tę książkę sama więc jej nieobecność to dobry moment, żeby przeczytać ją młodszej córce. Zaległyśmy więc w ogrodzie na hamaku i zaczęłam czytać.
Książka składa się z kilku fantastycznych opowiastek, których głównymi bohaterami są członkowie pewnej rodziny, trzej bracia i ich rodzice. Tata wprawdzie jest postacią marginalną, co niektórych może zrażać, za to mama jest absolutnie niesamowita. Potrafi wszystkiemu zaradzić i znaleźć rozwiązanie w każdej, nawet tak dramatycznej sytuacji, jak groźba zawalenia się stuletniej dzwonnicy targanej huraganowym wiatrem. A w dodatku robi to w sposób absolutnie magiczny, bo przecież wiadomo, że mamy mają moc.
Książkę czyta się tak lekko, że nawet nie zauważyłam kiedy dotarłyśmy do końca. Aż mi samej było szkoda, że to już. Lusia oczywiście skomentowała wszystko rzeczowo, jak to ona, że przecież to tylko takie bajki, bo nie da się naprawić ułamanego księżyca za pomocą ciasta i plasterków zrobionych ze skórek od pomarańczy. Nie mniej jednak zarzekała się, że jej się te bajki strasznie podobają, bo własnie mamy takie są, że z każdym problemem można się do nich zwrócić.
A Misia? Misia czytała niektóre opowiadania sama, bo ma taką książkę z zadaniami związanymi z lekturami i chce je samodzielnie przeczytać. I właśnie w tej książce było zadanie które brzmiało: „Narysuj co twoja mama czarodziejka może wyczarować dla ciebie”.
Kiedy zapytałam Misię o ten rysunek, dowiedziałam się, że ona najbardziej ceni sobie, że potrafię wyczarować babeczki, ubrania (tj. uszyć je) i wspaniałe sny. Ach jakież przyjemne są takie dziecięce podsumowania.
Cudna książka. Chętnie przy okazji podpytac o książkę Misi z zadaniami do lektur – co to za pozycja i czy polecacie?
Jest to książka, po którą normalnie bym nie sięgnęła. Pochodzi z wycofywanego pakietu ćwiczeń do Naszego Elementarza dla kl I i nosi tytuł „Moje ćwiczenia. Lekturnik. Klasa 1”. Kupiłam ten pakiet z ciekawości na wyprzedaży i bardzo się Misi spodobał ten zeszyt. A mnie się podoba, że mobilizuje ją do samodzielnego czytania dłuższych tekstów.
Dziękuję! Właśnie szukam czegoś takiego „lekturowego”