Ciekawski gil

0
(0)

Ponieważ Gil wrócił już do domu mogę wreszcie opublikować wspomnienia z podróży z nim nie psując niespodzianki.

17 kwietnia 2014

Szykujemy się do podróży. Miśka koniecznie chciała, żebym jechał z nią w samochodzie a nie schowany głęboko w czarnej teczce. To nawet przyjemne. Siedziałem sobie w kieszonce organizera mi miałem oko na wszystko.

Ciekawski gil - początek podróży

Po ośmiu godzinach podróży dotarliśmy wreszcie na miejsce.

18 kwietnia 2014

Miśka Luśka i ich mama zabrały mnie na wycieczkę po Ustroniu, żeby pokazać mi to co lubią w tym mieście najbardziej. Od razu rzuciła mi się w oczy biblioteka miejska. Została niedawno wyremontowana a jej ściany pokryto niecodziennym malowidłem.
Potem, mijając liczne skwery i parki doszliśmy do Muzeum Ustrońskiego, ale w międzyczasie Luśka zasnęła, więc nie weszliśmy do środka. Może uda się innym razem. Przed muzeum stoi lokomotywa wąskotorowa. Dawniej można było do niej wchodzić i się bawić, ale teraz została odmalowana i już nie można. Obok kolejki stoi zabytkowa maszyna tartaczna do usuwania kory ze ściętych drzew. A przed samym wejściem do muzeum gigantyczna machina będąca kiedyś wyposażeniem kuźni działającej dawniej w Ustroniu.
Za muzeum znajduje się największy park w Ustroniu. Znajduje się w nim amfiteatr i od niedawna wystawa drewnianych rzeźb. Obejrzeliśmy z Miśką wszystkie. Jej najbardziej podobała się garncarka (chyba z powodu bardzo długiego warkocza) a mi mój większy kuzyn orzeł. Trochę się bałem ale nie zrobił mi krzywdy.
Idąc dalej przez park doszliśmy wreszcie nad Wisłę. Trochę wąska wydawała mi się w tym miejscu, ale Miśka mówiła, że jak pojedziemy dalej na południe to będzie jeszcze węższa. Woda w Wiśle płynęła szybko i była lodowata. Betonowe progi spowalniają nieco jej nurt i chronią brzegi przed erozją. Z kładki na Wiśle doskonale widać było szczyt Wielkiej Czantorii
Wracając do domu zatrzymaliśmy się na rynku, gdzie znajdują się ogromne szachy. Próbowaliśmy rozegrać partię, ale Miśka nie zna zasad, więc trochę nam nie szło.

19 kwietnia 2014

Dziś po śniadaniu Miśka pomagała babci robić kołacz, to takie ciasto drożdżowe z owocami. Tradycyjny wypiek z tego regionu. Trochę się przyglądałem. Będzie pyszna przekąska po wycieczce.
Potem ubraliśmy się i pojechaliśmy na długą wycieczkę w góry. Najpierw pojechaliśmy do Wisły ale nie rzeki tylko do miasta Wisły. Jechaliśmy wzdłuż rzeki Wisły i ona robiła się coraz węższa. W końcu dojechaliśmy do skoczni narciarskiej imienia Adama Małysza. Można było tam wejść i obejrzeć sobie wszystko z bliska.
Potem pojechaliśmy wzdłuż rzeki Wisły do pierwszej, zapory. Ta niewielka zapora spiętrza wodę tworząc małe jeziorko. Obok zapory można zobaczyć przepławki. Takie schodki dla pstrągów, żeby mogły wiosną popłynąć w górę rzeki. Wokół jeziora pełno było śladów pozostawionych przez bobry. Prawdopodobnie mieszkają na wyspie na środku jeziorka.
Potem pojechaliśmy do drugiej zapory. Tam gdzie powstaje rzeka Wisła. Czarna Wisełka i Biała Wisełka spotykają się w jeziorze Czerniańskim i tworzą Wisłę.
Po wyczerpującym maluchy zwiedzaniu zapór pojechaliśmy serpentynami w górę wprost na przełęcz Kubalonkę. Dziewczyny posiliły się pierogami z jagodami a ja uciąłem sobie drzemkę w zabytkowej kołysce góralskiej. Później oglądaliśmy eksponaty zgromadzone wewnątrz karczmy. Dziewczynom najbardziej podobały się stroje góralek. Chcieliśmy jeszcze odwiedzić muzeum koronek w Koniakowie, ale niestety dotarliśmy tam za późno i już było zamknięte. Wróciliśmy więc do domu babci jadąc serpentynami raz w górę to znów w dół.

21 kwietnia 2014

Niestety Luśka się rozchorowała, zaraziła się ospą i w związku z tym nie mogliśmy jechać na wycieczkę do Bielska i wjechać kolejką na Szyndzielnię. Musieliśmy wracać do domu.

30 kwietnia 20014

Wczoraj dotarli wreszcie do nas goście z Kanady, Aleksander i Daniel. Teraz razem całą paczką będziemy odbywać wycieczki. Jedziemy do babci Marysi na długi majowy weekend. Będzie ciekawie bo zapowiadają świetną pogodę a Luśka już prawie zdrowa więc mamy dużo pomysłów.

1 maja 2014

Mama Luśki i Miśki postanowiła przygotować syrop z młodych pędów sosny, żeby zimą dawać dziewczynom jeśli będzie je męczył kaszel. Trzeba więc było wybrać się do lasu w poszukiwaniu sosnowego młodnika. To kawał drogi, ale wpakowaliśmy Luśkę do wózka i ruszyliśmy. Po drodze chcieliśmy nakarmić łabędzie więc zatrzymaliśmy się nad stawem. Łabędzi nie było, ale żaby dawały koncert rechocąc donośnie. Potem mijaliśmy rozległe pola na których rosły różne zboża i rzepak a w oddali widać było elektrownie wiatrowe. W końcu po długiej wędrówce dotarliśmy do lasu. Tu też rosło mnóstwo rzepaku. Skręciliśmy w wąską dróżkę i ruszyliśmy wgłąb. Po jakimś czasie dotarliśmy do ambony ustawionej myśliwych. Miśka postanowiła zobaczyć jak jest w środku. Było super i widoki na całą okolicę.
W końcu dotarliśmy do sosnowego młodnika i narwaliśmy całe pudełko młodych pędów. Oczywiście staraliśmy się nie ogołocić żadnej gałązki a urywać jedynie pojedyncze pędy, żeby nie okaleczać drzewek. Po powrocie do domy pędy zostały zasypane cukrem w słoju i teraz będą stały trzy tygodnie na oknie aż zrobi się z nich słodki leczniczy syrop na kaszel.

2 maja 20014

Znów wybraliśmy się dziś na poszukiwanie łabędzi. Tym razem wybraliśmy się nad drugi staw. Żab tu też było co niemiara, ale były również łabędzie. Pan łabędź pływał po stawie i próbował nas przestraszyć głośnym sykiem, a pani łabędziowa siedziała na jajach. Udało nam się udobruchać pana łabędzie kilkoma kromkami czerstwego chleba, które zjadł z apetytem. Po chwili namysłu pani łabędziowa postanowiła dołączyć do niego i też się poczęstować. Skorzystaliśmy z tego i podeszliśmy tak blisko gniazda jak to było możliwe. Próbowaliśmy policzyć jaja, było ich pięć a może sześć. Pan łabędź uznał jednak, że kręcimy się zbyt blisko gniazda i trzeba je przed nami obronić. Wdrapał się na skarpę i rozsiadł się na jajkach.
Poszliśmy więc dalej na spacer. Wszędzie wokół stawu leżało pełno powalonych drzew. To robota bobrzej rodziny, która rozgościła się na tym stawie kilka lat temu.

3 maja 20014

Wybraliśmy się na wycieczkę do Ciechanowa i położonej niedaleko Opinogóry. W Ciechanowie odwiedziliśmy zamek książąt mazowieckich, który został zbudowany w XIV wieku przez księcia mazowieckiego Siemowita III. W tamtych czasach nieopodal (około 50 km na północ) przebiegała granica między Księstwem Mazowieckim a państwem Zakonu Krzyżackiego. Wycieczka nie była długa, gdyż z dawnego zamku pozostały jedynie odrestaurowane mury obronne i dwie baszty, które zwiedziliśmy. W dolnej części zorganizowano, niewielką wystawę znalezionych na terenie zamku przedmiotów.

Później pojechaliśmy do Opinogóry, gdzie w pięknym i rozległym parku mieści się muzeum romantyzmu. W parku znajduje sie kilka budynków: neogotycki Pałacyk z XIX w., w którym można obejrzeć ekspozycję poświęconą Zygmuntowi Krasińskiemu, neogotycki budynek Oficyny Dworskiej przeznaczony na wystawy czasowe, oraz dwór w którym można oglądać wystawy malarstwa.
Ponieważ pogoda była piękna dużo czasu poświęciliśmy na zabawę w parku. Przy okazji naleźliśmy skarb ukryty nieopodal pałacu. Później zwiedzaliśmy pałac w którym Miśce najbardziej podobały się manekiny prezentujące stroje z epoki. W oficynie najciekawsze okazały się makiety z żołnierzykami prezentujące różne bitwy z okresu wojen napoleońskich.

4 maja 20014

Postanowiliśmy dziś wybrać się do Krainy westernu czyli do miasteczka rodem z dzikiego zachodu które stworzono w Sarnowej Górze nieopodal Ciechanowa. Atrakcji było tam co nie miara. Najpierw w mini-zoo karmiliśmy zieleniną kozy, owce i króliki. Lamy i strusie nie chciały podejść więc tylko je obserwowaliśmy, podobnie jak ozdobne ptactwo domowe w wolierach. A były tam kury indyki i bażanty.
Potem było jeszcze więcej zabawy. Zjeżdżalnia linowa i wioska Indian z ogromnymi tipi w których można było wysłuchać opowieści o kulturze i historii Indian Południowej Ameryki. Przed tipi można było pograć na bębnie albo nauczyć się rzucać nożami. Potem poszliśmy pojeździć na koniach a właściwie na kucykach, pokręcić się na karuzeli i poskakać na trampolinie. Niestety zepsuł się nam aparat i nie mogliśmy zrobić już więcej zdjęć.

10 maja 20014

Na lotnisku w Janowie, nieopodal Mińska Mazowieckiego odbywały się „Dni z Wojskiem Polskim”. Główną atrakcją były pokazy lotnicze. Po prostu musieliśmy to obejrzeć. Na szczęście pogoda dopisała i przyjemnie było obserwować podniebne akrobacje. Potem oglądaliśmy jeszcze wystawę sprzętu wojskowego zorganizowaną na płycie lotniska.

Czy podobał Ci się ten wpis?

Proszę, kliknij w gwiazdki i oceń go!

Średnia ocena 0 / 5. Liczba głosów: 0

Jak dotąd nikt nie ocenił. Bądź pierwszy.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *