Dziewczyny miały wczoraj wizytę u stomatologa. Lusia poprzedniej po prostu nie pamięta. Misia swoje poprzednie pamięta, ale teraz to była zupełnie inna wizyta. Mleczaki nie wypadają a stałe się pchają. Trzeba usuwać.
Poszło gładko, bardziej niż się spodziewałam, pamiętając niektóre wizyty z czasów kiedy była młodsza i nie chciała nawet otworzyć buzi czy dać się dentyście dotknąć. Buzia otwarta szeroko, odważnie. Zastrzyk w dziąsło, nawet nie drgnęła. Rwanie to już bułka z masłem.
Lusia musiała się zastanowić, czy da się posadzić na fotelu i czy da sobie zeby zbadać. Widząc, że starsza siostra nie protestuje i najwyraźniej nie dzieje się jej krzywda, też siadła na fotelu. Zęby bez zarzutu. Tą ją zdopingowało do dalszego sumiennego szorowania.
Jak każdy trudny tj związany z emocjami temat, tak i ten musi być teraz przez obie córki przepracowany. Po pierwsze przypomniało im się, że mają odcinek serii „Było sobie życie” który opowiadał między innymi o zębach. Koniecznie trzeba go było jeszcze raz zobaczyć. Po drugie obejrzawszy sobie gabinet dentystyczny, wszystkie narzędzia i instrumenty, postanowiły odtworzyć go w domu. Zastosowanie znalazły patyczki do liczenia, stare szczoteczki do zębów, pincety, i przyrządy do czyszczenia paznokci.
Po trzecie wszystkie te pytania dodatkowe, które trzeba zadać. A czemu dla każdego pacjenta nowe narzędzia, a po co światło a czemu ten fotel taki ruchomy we wszystkie strony (fotel jest zdecydowanie najbardziej atrakcyjnym elementem gabinetu dentystycznego)? A po co chustka zawiązana pod szyją? I czemu pan dentysta fukał do buzi takim wiaterkiem?
A gdzie negocjacje? Otóż trzeba ustalać na bieżąco, kto jest teraz dentystą, kto pacjentem, a kto ewentualnie rodzicem (jeśli pacjentem jest lalka lub miś). Następnie trzeba ustalić czy pacjent przyszedł tylko na przegląd, czy potrzebne będzie rwanie, czy może ma w zębie dziurę. Misia z przedszkola przyniosła zwrot, który mnie na początku irytował, ale już się przyzwyczaiłam. Zatem każde ustalenia zaczynają się od „OK, że..?” a czasem przerywane są przez „To ja się z Tobą nie bawię”, ale to już standard przy wszystkich wspólnych zabawach moich córek (obstawiam, że nie tylko moich). Na szczęście czasem pada też: „OK to teraz się bawimy w Twoją zabawę a potem w moją”.
Uwadze Misi nie umknął element biurokracji. Sama tez postanowiła stworzyć kartotekę pacjentów.
EDIT
Fascynacji dzień kolejny. Gabinet się rozwija. Misia poprosiła mnie o karty pacjentów. Zainteresowanym udostępniam do druku (zalecany druk dwustronny).
My też ostatnio byliśmy i też poszło lepiej niż się spodziewałam. Dużo zależy od stomatologa. Nasz był po prostu rewelacyjny, świetne podejście do dzieci. Syn mógł dotknąć, obejrzeć, a nawet pobawić się niektórymi przyrządami. Na koniec dostał dyplom za odwagę. Więcej takich specjalistów!
O, my tea kilka dni te u bylismy u dentysty. 2/3 dzieci dalo sobie buzki obejrzec, choc jednemu przyszlo to z trudem. Dobry pomysl z bylo sobie zycie, ide sciagac, akurat dzisiaj pada to bedzie mozna bezkranie przed TV usiasc