Zadanie na lipiec, które mamy zrealizować w ramach projektu „Mały przyrodnik” to doświadczanie przyrody wszystkimi zmysłami. Świetnie się złożyło bo właśnie w warszawskim Ogrodzie Botanicznym odbywał się XIII Festiwal Róż. Zabraliśmy babcie, która też lubi róże i wybraliśmy się tam z zamiarem uruchomienia wszystkich zmysłów.
Przede wszystkim zmysł wzroku, bo róże (i inne kwiaty też) mogą być maleńkie albo ogromne, jedno lub wielobarwne i mogą mieć wymyślne, czasem bardzo fikuśne kształty. Oglądaliśmy więc bardzo uważnie zarówno rośliny rosnące na rabatach jak i piękne florystyczne kompozycje.
Czasem zmysł wzroku zwodzi obserwatora. Świetnie o tym wiedzą zwierzęta, które stosują do obrony mimikrę. Jednego takiego spryciarza spotkałyśmy wśród róż. To zupełnie łagodna i bezbronna mucha trzmielówka udająca trzmiela lub szerszenia, którego mało kto odważy się zaczepić.Do badania roślin używaliśmy również zmysłu węchu. Obwąchiwaliśmy między innymi róże lilie i hortensje. Dziewczyny były rozczarowana gdyż przepiękne, obsypane kwiatami hortensję nie pachniały nic a nic.Wbrew pozorom wielu rzeczy w Ogrodzie botanicznym można dotknąć a rośliny są takie różne w dotyku. Sztywne igły sosny i mięciutkie modrzewia. Skórzaste liście grążeli oraz grzybieni i malutkie, mokre lepiące się do palców liście rzęsy Mimo, że niewiele roślin kwitnie o tej porze w Ogrodzie Botanicznym znalazłyśmy wiele naprawdę urokliwych zakątków i ścieżek, którymi po prostu trzeba pójść. Nie używałyśmy tylko zmysłu smaku, bo zjadanie roślin w Ogrodzie Botanicznym to jednak nie jest najlepszy pomysł. Zmysł słuchu tez się nam nie przydał w związki z dużą ilością zwiedzających, którzy generowali hałas nie mający większego związku z przyrodą. Te dwa zmysły musza jeszcze poczekać…
Wpis powstał w ramach projektu Mały Przyrodnik
Uwielbiam ogrody botaniczne! Przypomniałaś mi o nich, bo jakoś ostatnio nie było okazji tam wpaść, musimy ten błąd naprawić 🙂 Wasza wyprawa wygląda na wyjątkowo udaną, młodzież zadowolona, a to najważniejsze. Badały wszystko z zapałem 😉
Gdyby nie chora na cukrzycę babcia, dla której takie wyprawy to jednak spore wyzwanie, to pewnie zabawilibyśmy tam znacznie dłużej. Udało mi się dziewczyny wyciągnąć obietnicą, że w najbliższym czasie wybierzemy się do Powsina.
Pięknie 🙂
Fakt, moja hortensja też nie pachnie, ale ilość kwiatów zachwyca!